Zostały popełnione błędy, a być może nawet przekroczone uprawnienia - stwierdził we "Wstajesz i wiesz" Grzegorz Grondys, komendant Straży Miejskiej w Szczecinku, komentując interwencję swoich podwładnych, podczas której miał zostać pobity 20-latek.
Zdaniem Grondysa interwencja nie została przeprowadzona tak, jak powinna. Jak mówił, błąd polegał na tym, że agresywnie zachowujący się 20-latek nie został przekazany policji, tylko - na swoją prośbę - zostawiony przed szpitalem.
- Zostały popełnione błędy, a być może nawet przekroczone uprawnienia - przyznał Grondys.
Mimo to, jak zaznaczył, na razie wstrzymuje się z wyciągnięciem konsekwencji wobec strażników, choć "dobrze wie, jak oceniać ich pracę". Stwierdził, że dopiero po konsultacji z prawnikiem rozstrzygnie, na jakiej podstawie zwolnić podwładnych, tak aby ta decyzja nie została potem podważona przez sąd. - Decyzje zostaną podjęte - zapewnił. Dodał, że nie mógł przeprowadzić konsultacji z prawnikiem w weekend, bo był zajęty "innymi sprawami".
Pytany, czy w związku z budzącą kontrowersje interwencją strażników on sam odda się do dyspozycji burmistrza Szczecinka, odpowiedział, że "cały czas jest do dyspozycji burmistrza".
Pobity podczas interwencji?
Jak podał portal "Temat Szczecinecki", podczas interwencji straży miejskiej w Szczecinku (woj. zachodniopomorskie) młody chłopak miał zostać pobity przez funkcjonariuszy za to, że nie miał dokumentów.
- W czasie jazdy, niby na policję, trzykrotnie pytali mnie, czy podpiszę dokumenty. Za każdym razem odpowiadałem, że nie. Wówczas używali wobec mnie miotacza gazu. Zostałem również pobity pałką i skopany. Na policję ostatecznie nie pojechaliśmy. Radiowóz zatrzymał się przy szpitalu, gdzie mnie z niego wyrzucono. Poszedłem do domu, na drugi dzień do lekarza, by zrobić obdukcję - opowiadał 20-latek. Jak poinformował podinspektor Jacek Proć z Komendy Powiatowej Policji w Szczecinku, w sprawie prowadzone jest postępowanie.
Autor: mac//kdj / Źródło: tvn24