Dane o internautach miały być gromadzone przez dostawców internetu i przekazywane bez żadnej kontroli prywatnym organizacjom. Takie zapisy zawierało porozumienie przygotowywane dyskretnie pod patronatem ministra Bogdana Zdrojewskiego. O pracach nad tymi przepisami przez przypadek dowiedział się Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych. Interweniował stwierdzając, że dokument jest bezprawny. Prace wstrzymano.
Gdyby porozumienie weszło w życie, jego przepisy byłby bardziej drastyczne niż oprotestowana ACTA.
- Dokument, którego projekt przygotowano pod auspicjami Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego godzi w prawa i wolności człowieka – mówi nam dr Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Mecenas Robert Małecki, specjalista z zakresu prawa autorskiego dodaje: - Tekst jest kompromitujący. Bez podstawy prawnej doszło do sformułowania rozwiązań, polegających na bezpośrednim przekazywaniu danych użytkowników internetu między prywatnymi podmiotami bez nakazu sądu.
Porozumienie prywatnych firm
Chodzi o projekt "Porozumienia o współpracy i wzajemnej pomocy w sprawie ochrony praw własności intelektualnej w środowisku cyfrowym", nad którym pod okiem ministra Zdrojewskiego pracowano co najmniej od 2009 roku. O pracach nad nim pisał m.in. "Dziennik Gazeta Prawna".
Dokument, którego projekt przygotowano pod auspicjami Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego godzi w prawa i wolności człowieka Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Dokument powstał w ramach Grupy Internet działającej przy Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Grupa ta, to część Zespołu ds. przeciwdziałania naruszeniom prawa autorskiego i praw pokrewnych przy Prezesie Rady Ministrów. W jego skład wchodzą m.in. przedstawiciele innych ministerstw, policji, straży granicznej, organizacji zbiorowego zarządzania (takich jak np. Stowarzyszenie Autorów ZAiKS), izb gospodarczych skupiających dostawców internetu (Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB i Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji). Jak informuje ministerstwo, przystąpienie do prac nad dokumentem "było dobrowolne".
GIODO pominięty
Jak to możliwe, że minister mógł się zgodzić na patronowanie przyjęciu przez prywatne organizacje porozumienia, które przewiduje jakiekolwiek dla niego obowiązki? Ani konstytucja, ani żadna ustawa nie nakłada na ministra tego rodzaju zobowiązań mec. Robert Małecki, specjalista z zakresu prawa autorskiego
I dodaje: - Zależało nam na zwalczaniu piractwa, działaniu według obowiązujących przepisów ale i stworzeniu nowych.
W pracach brali udział przedstawiciele resortu kultury, przede wszystkim z departamentu prawa autorskiego i praw pokrewnych. - Na nasze posiedzenia przychodzili też reprezentanci ministerstwa sprawiedliwości, gospodarki, MSWiA, a także policji i straży granicznej – mówi Andrzej Kuśmierczyk.
GIODO nie zaproszono.
Prywatna wymiana danych
Porozumienie zakładało, że dostawcy internetu (np. TP czy Netia) będą przekazywali organizacjom zarządzającym prawami autorskimi dane internautów, którzy - ich zdaniem - mogli naruszyć prawa autorskie. Np. ściągając z internetu muzykę. Dzięki temu ZAiKS mógłby bezpośrednio od użytkowników internetu żądać pieniędzy za pobraną piosenkę albo wytaczać im procesy.
Filmowcy sprawdzą gdzie klikałeś
Z dokumentu wynika, że przekazywanie danych odbywałoby się bez postanowienia sądu. To, czy ktoś naruszył prawa autorskie, oceniałyby prywatne firmy i organizacje.
Polskie prawo przewiduje, że informacje o internautach mogą być wydane tylko na podstawie orzeczenia sądu.
To nie wszystko. Porozumienie mówiło, że „uprawniony identyfikuje oraz rozpoznaje naruszenie praw własności intelektualnej. "Uprawnionym", według porozumienia, miały być organizacje zarządzania zbiorowego. To oznaczałoby, że mogłyby one zbierać informacje o tym, co internauci robią w sieci. Bez ograniczeń.
Zdrojewski depozytariusz
Minister kultury był "depozytariuszem" porozumienia. To jemu chciano powierzyć oryginał dokumentu, to on informowałby o wszelkich zmianach "dotyczących porozumienia".
W czasie prac wątpliwości miały dwie instytucje. "(...) Wprowadzenie modelu generalnego monitoringu informacji przesyłanych przez użytkowników internetu prowadzić może do naruszenia ich prawa do prywatności" - stwierdziły Związek Pracodawców Branży Internetowej IAB Polska oraz Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji w swoich uwagach. Ta ostatnia organizacja wycofała się z prac.
Zawarte w porozumieniu rozwiązania są sprzeczne z art. 31. Konstytucji. Przepis ten jasno mówi, że ograniczenia wolności i praw człowieka można wprowadzać tylko ustawą, przyjętą przez parlament i podpisaną przez prezydenta. Tymczasem owo porozumienie tylnymi drzwiami próbowało wprowadzić do polskiego porządku prawnego ograniczenie praw i wolności obywatelskich. To niedopuszczalne Dr Wojciech Wiewiórowski Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych
Przez przypadek
Przypadek sprawił, że dokument nie wszedł w życie. W październiku 2011 roku z Polskiej Izby Informatyki i Telekomunikacji o pracach nad porozumieniem dowiedział się Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
W listopadzie napisał ostre pismo do ministra Zdrojewskiego.
Stwierdził, że zapisy porozumienia mogą rodzić istotne zagrożenia dla ochrony danych osobowych obywateli.
- Dostawcy usług internetowych mieli je przekazywać firmom i organizacjom zbiorowego zarządzania. Poza wszelką kontrolą powstałyby bazy danych internautów podejrzewanych o naruszenie prawa autorskiego – mówi dr Wiewiórowski.
Obejść prawo
GIODO nie ma wątpliwości: prywatne firmy i organizacje pod auspicjami ministerstwa mogły próbować obejść polskie prawo.
- Zawarte w porozumieniu rozwiązania są sprzeczne z artykułem 31. Konstytucji. Przepis ten jasno mówi, że ograniczenia wolności i praw człowieka można wprowadzać tylko ustawą, przyjętą przez parlament i podpisaną przez prezydenta. Tymczasem owo porozumienie tylnymi drzwiami próbowało wprowadzić do polskiego porządku prawnego ograniczenie praw i wolności obywatelskich. To niedopuszczalne – mówi GIODO.
Mecenas Robert Małecki dodaje: - Jak to możliwe, że minister mógł się zgodzić na patronowanie przyjęciu przez prywatne organizacje porozumienia, które przewiduje jakiekolwiek dla niego obowiązki? Ani konstytucja, ani żadna ustawa nie nakłada na ministra tego rodzaju zobowiązań.
Porozumienie pod ACTA
Projekt dokumentu nosi datę 6 października 2011 roku. Napisano go miesiąc po tym, jak minister Zdrojewski wysłał do Rady Ministrów wniosek o udzielenie zgody na podpisanie umowy ACTA. - Porozumienie przygotowywano jako działanie związane z pojawieniem się ACTA. Sugeruje to artykuł 27 ustęp 3 – twierdzi GIODO.
A mecenas Robert Małecki dodaje, że dokument szedł dalej nie tylko niż polskie prawo, ale nawet umowa ACTA, bo polskie porozumienie nie przewidywało sądowej kontroli przekazywania danych osobowych. ACTA dawała taką możliwość.
Ministerstwo się broni
Gdyby porozumienie, którego depozytariuszem miał być miał być Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaczęło obowiązywać, to doprowadziłoby to do powstania nieprzewidzianego prawem systemu informacyjnego. Jego istnienie byłoby ingerencją w konstytucyjne prawa osób fizycznych Wojciech Wiewiórowski, Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych.
Resort Zdrojewskiego zaprzecza by porozumienie opracowywano pod ACTA. Twierdzi także, że przekazywanie danych miało się odbywać z poszanowaniem polskiego prawa.
"Ingerencja w konstytucyjne prawa"
- Gdyby porozumienie, którego depozytariuszem miał być Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaczęło obowiązywać, doprowadziłoby to do powstania nieprzewidzianego prawem systemu informacyjnego. Jego istnienie byłoby ingerencją w konstytucyjne prawa osób fizycznych – mówi dziś GIODO.
Premier Donald Tusk zapowiedział, że Polska nie ratyfikuje ACTA.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24/fot. PAP