W Płocku od poniedziałku obowiązuje alarm powodziowy. Przyczyną jest zator lodowy na Wiśle poniżej miasta, w miejscowości Popłacin, który blokuje swobodny przepływ wody i powoduje przybór rzeki. We wtorek po południu, w związku z przyborem Wisły prezydent Płocka zdecydował o ewakuacji ludzi i zwierząt z najniżej położonej dzielnicy Borowiczki, ul. Gmury. Do ewakuacji z wyznaczonych 115 osób zgłosiło się tylko kilkanaście.
- Jak mieszkam tu kilka lat to jeszcze nie było takiej sytuacji, żeby trzeba było się ewakuować. Natomiast tu z każdą chwilą woda się podnosi. Jest naprawdę tragicznie – powiedziała jedna z mieszkanek. – Jakby co poszłabym do znajomego, ale ja nie zostawię tego, nie pójdę – przyznała inna kobieta.
"Będziemy monitorować sytuację"
Cały czas w Płocku są również strażacy, którzy zabezpieczają domy oraz wały przeciwpowodziowe. We wtorek wieczorem Komenda Wojewódzka PSP w Warszawie poinformowała, że na terenie powiatu płockiego w działania zaangażowanych jest 130 strażaków Państwowej Straży Pożarnej oraz druhów ochotniczych straży pożarnych i 50 jednostek sprzętu.
- Ułożyliśmy mur zaporowy z worków, żeby zabezpieczyć to miejsce przed przelaniem się wody przez drogę i zalaniem, w tym konkretnym przypadku, trzech budynków – powiedział Edward Mysera z Państwowej Straży Pożarnej w Płocku. – Będziemy nadzorować i monitorować sytuację, aby mieszkańcy mogli czuć się bezpiecznie – dodał.
Autorka/Autor: asty/kab
Źródło: PAP, TVN24