Prokuratura i ABW sprawdzą każdą sprawę, w której pojawia się nazwisko byłego ministra spraw wewnętrznych i administracji Janusza Kaczmarka - donosi "Dziennik". Ma to być cena za ostrą krytykę rządu, a w szczególności ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobro.
Otoczenie premiera Jarosława Kaczyńskiego ma chcieć zniknięcia Kaczmarka ze sceny politycznej, a być może również zakończenia jego prawniczej karirery - twierdzi "Dziennik".
Jeszcze kilkanaście dni temu Kaczmarek był jedną z najbardziej zaufanych osób w gabinecie Jarosława Kaczyńskiego. Dziś premier mówi o nim, że jest osobą z "układu" podejrzaną o popełnienie poważnych przestępstw. To oznacza, że wkrótce zostaną mu postawione zarzuty. Jakie?
Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że może chodzić o składanie fałszywych zeznań i ujawnienie tajemnicy państwowej. Oficjalnie prokurator krajowy Dariusz Barski przyznaje w rozmowie z "Dz" jedynie to, że prowadzone jest postępowanie, w którym pojawia się osoba Janusza Kaczmarka. Sam Kaczmarek podkreśla dramatycznie, że obawia się zatrzymania.
Antoni Mężydło, poseł Prawa i Sprawiedliwości, przyznaje otwarcie, że Prawo i Sprawiedliwość wykorzysta wszelkie kompromitujące Kaczmarka materiały. Jest zdania, że Kaczmarek jest sam sobie winny, bo upolitycznił sprawę swojej dymisji. "Kompromitujące informacje na temat Janusza Kaczmarka docierały do premiera od jakiegoś czasu. Przynosił je Jacek Kurski, ale premier nie dowierzał tym rewelacjom. Wiadomo, że na każdym szczeblu partyjnej hierarchii są ludzie zazdrośni, którzy starają się osłabić pozycję tych, którym udało się awansować" - przyznaje Mężydło. "Teraz są one weryfikowane i przeciekają do prasy, ale Kaczmarek sam sprowokował ten atak. Gdyby po dymisji usunął się w cień, tak jak to zrobił Tomasz Lipiec, były minister sportu, wszystko odbyłoby się po cichu" - dodaje.
Tak wypłynęła m.in. informacja, że Kaczmarek wiedział o nielegalnym przejęciu przez UOP esbeckich teczek o Lechu Wałęsie i Lechu Kaczyńskim w Gdańsku. Prokuratura natychmiast potwierdziła, że bada taką sprawę.
Mężydło zaznacza też, że Kaczmarek po swojej dymisji zaczął atakować PiS, by przed zbliżającymi się wyborami osłabić jego notowania. - Ta sprawa ma drugie dno, a Kaczmarek nie jest w oczach opinii publicznej osobą wiarygodną - ocenia Mężydło.
Inaczej sprawę widzi Edmund Wittbrodt, senator Platformy Obywatelskiej, prywatnie znajomy Janusza Kaczmarka. "PiS ma bardzo prostą regułę: każdy, kto ma inne zdanie i wizję Polski, zostaje odtrącony i pozbawiony wszelkich praw. Nieraz byliśmy już tego świadkami" - mówi Wittbrodt. Przyznaje, że Kaczmarek w prywatnych rozmowach skarżył mu się na metody pracy Zbigniewa Ziobro. - Twierdził, że praca resortu sprawiedliwości często opiera się na naginaniu lub nawet łamaniu reguł, otwarcie przyznawał, że męczy go już praca w tym układzie - opowiada senator Platformy. Jego zdaniem Kaczmarek nie chciał dłużej brać udziału w akcjach, które miały uwiarygodniać istnienie wyimaginowanych układów i spisków.
Premier Jarosław Kaczyński zarzuca byłemu szefowi MSWiA, że ten miał chronić biznesmenów. - Wielokrotnie był wzywany, żeby zrobić porządek z wieloma sprawami i zawsze się okazywało, że nic nie można zrobić - powiedział wczoraj "Rzeczpospolitej" premier. Były szef MSWiA twierdzi z kolei, że to on jest na celowniku układu.
Źródło: Dziennik
Źródło zdjęcia głównego: TVN24