Pędzące szaleńczo ulicami warszawy BMW mogło minąć patrol policyjny, znajdujący się na Trasie Siekierkowskiej. Jeżeli tak, to dlaczego funkcjonariusze nie zareagowali? - Wyjaśnimy dokładnie jak przebiegała interwencja, którą policjanci prowadzili. Pamiętajmy, że oni byli przy zdarzeniu drogowym i wykonywali tam czynności - mówił na antenie TVN24 Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji. Dodał jednak, że "jeżeli widzieli ten samochód, oczywiście powinni zareagować".
Kierowca, który 5 czerwca prowadził białe BMW M3 jechał pod prąd, na czerwonym świetle i po wysepkach,. Wszystko to robił z ogromną prędkością. Nagranie pirackich wybryków trafiło do internetu - wrzucił je najprawdopodobniej sam kierowca. Na filmie widać, jak ściga się z kilkoma motocyklistami, stwarzając zagrożenie dla innych uczestników ruchu. W pewnym momencie, na Trasie Siekierkowskiej, mógł minąć też policyjny patrol. Jeżeli faktycznie tak było, to dlaczego funkcjonariusze nie zareagowali? - Tę sprawę będziemy wyjaśniać. Natomiast istotne jest to, że czynności, które zostały podjęte przez policjantów, pozwoliły na ustalenie personaliów prawdopodobnego kierowcy, który teraz tym samochodem jechał. Mówimy tutaj bowiem o grupie osób, która z tego samochodu korzysta - młodych ludzi. Moglibyśmy ich nazwać pasjonatami motoryzacji, ludźmi którzy biorą czynny udział w rajdach. Którzy biorą udział w wyścigach. Ale też, co za tym idzie, powinni sobie doskonale zdawać sprawę z zagrożenia, jakie niesie tego typu brawura, tego typu jazda. De facto bez wyobraźni - mówił na antenie TVN24 Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji.
"Jeżeli widzieli samochód - powinni zareagować"
Czy można jednak mówić o błędzie, jeśli okazałoby się, że funkcjonariusze rzeczywiście widzieli pędzące auto i nie zareagowali natychmiast? - Jeśli chodzi o Trasę Siekierkowską, to przede wszystkim wyjaśnimy dokładnie jak przebiegała wówczas interwencja, którą policjanci prowadzili. Pamiętajmy, że oni byli przy zdarzeniu drogowym i wykonywali tam czynności - tłumaczył Mariusz Mrozek w TVN24. - Jeżeli widzieli ten samochód, oczywiście powinni zareagować. Natomiast jak dokładnie to wyglądało, będziemy to wyjaśniać - dodał.
"Na szczęście nie doszło do tragedii"
Jak tłumaczył, funkcjonariusze powinni zareagować, bo "im szybciej takie informacje są przekazywane", tym bardziej pozwalają na "wykluczenie z ruchu osób, które są potencjalnymi zabójcami". - Czyli nie do końca wszystko zadziałało prawidłowo? - dopytywał Mariusz Mrozka reporter TVN24. - Tutaj na szczęście nie doszło do tragedii. O tym byśmy mówili, gdyby doszło do wypadku. I wtedy zapewne słyszelibyśmy właśnie tłumaczenie kierowcy: nie byłem w stanie tego przewidzieć - odpowiedział Mariusz Mrozek. Mrozek wyjaśnił również, że policjanci ustalają, czy kamery monitoringu zarejestrowały pędzący samochód. - Czy rzeczywiście w tym momencie uchwyciły ten samochód. Pamiętajmy, że kamery obserwują cały obszar, w którym się znajdują - mówił Mrozek w TVN24.
- Sprawdzamy w tej chwili, robione jest to we wszystkich komendach, czy ten samochód poprzez system monitoringu został gdzieś zauważony - dodał rzecznik KSP.
Autor: kde/tr / Źródło: tvn24