Przeciwdziałanie przyszłym przestępstwom to nie jest zadanie Służby Więziennej - tłumaczył we wtorek wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki. - Nie można było skierować Stefana W. do zakładu psychiatrycznego, o tym decyduje lekarz - dodał. Stefan W. 13 grudnia śmiertelnie zranił prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza.
W niedzielę 13 stycznia wieczorem Pawła Adamowicza zaatakował nożem w centrum miasta 27-letni Stefan W., który podczas gdańskiego finału WOŚP wtargnął na scenę. Samorządowiec w bardzo ciężkim stanie trafił do Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, gdzie następnego dnia zmarł.
Stefan W. pod koniec ubiegłego roku wyszedł z więzienia, gdzie odsiadywał karę pięciu i pół roku więzienia za cztery napady na banki.
Apel matki Stefana W.
Na wtorkowej konferencji prasowej wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki został zapytany o informacje, że matka Stefana W. przed opuszczeniem przez syna więzienia ostrzegła gdańską policję, że jest zaniepokojona jego zachowaniem.
- Zakład karny nie miał wiedzy o apelu matki - tę wiedzę miała policja - odpowiedział Jaki. Zaznaczył, że to sąd orzeka o karze, a zakład karny tę karę wykonuje. Podkreślił, że zakład karny nie może ani minuty dłużej ponad wyrok sądu kogokolwiek przetrzymywać. Dodał, że Stefan W. odsiedział całą karę, co - jak mówił - "bardzo rzadko się zdarzało za czasów naszych poprzedników".
- Dwukrotnie zmniejszyłem liczbę warunkowych zwolnień, przerw w odbywaniu kary (...) niż było za poprzednich rządów. To ma o tyle istotne znaczenie, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można by powiedzieć, że gdyby nie wytyczne, które wydałem, gdyby rządził ktoś inny, Stefan W. już wcześniej byłby na wolności - przekonywał Jaki. Jaki tłumaczył, wobec Stefana W. nie można było zastosować "ustawy o bestiach". - Nie można było zastosować "ustawy o bestiach" dlatego, że skazany nie odbywał kary w systemie terapeutycznym. Nie można było (go) skierować do zakładu psychiatrycznego, przynajmniej służba więzienna nie mogła tego zrobić, dlatego, że o tym decyduje lekarz i ustalenia lekarza są dla pracownika służby więziennej wiążące - mówił.
Ustawa o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi, stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób - potocznie nazywana "ustawą o bestiach" - weszła w życie w styczniu 2014 r. Umożliwia ona na mocy decyzji sądu cywilnego - na wniosek dyrektora zakładu karnego - zastosowanie wobec takiej osoby, już po odbyciu przez nią kary więzienia (w systemie terapeutycznym), nadzoru prewencyjnego lub leczenia w ośrodku zamkniętym utworzonym w Gostyninie.
"Wszyscy twierdzili, że nie ma zagrożenia"
- Ten człowiek był wielokrotnie badany zarówno przez psychiatrów zewnętrznych, nie pracowników służby więziennej, jak i przez psychologów. Dwa razy (był badany) przez psychologów przed samym wyjściem z zakładu karnego i wszyscy twierdzili, że nie ma żadnego zagrożenia - relacjonował Jaki.
Podkreślił, że to jest wiążące dla pracowników Służby Więziennej. - Żaden pracownik Służby Więziennej nie ma kompetencji do tego, żeby dyskutować z lekarzem na temat stanu zdrowia osadzonego - dodał.
Wiceminister zwracał uwagę, że Stefan W. zachowywał się w zakładzie karnym poprawnie.
Matka Stefana W. informowała policję o obawach
"30 listopada 2018 roku do Komisariatu III Policji w Gdańsku zgłosiła się osoba zaniepokojona stanem psychicznym Stefana W., który aktualnie odbywał karę pozbawienia wolności. Policjanci jeszcze tego samego dnia wysłali pismo do dyrektora zakładu karnego, w którym przebywał osadzony, informując go o pozyskanej wiedzy. W piśmie tym zwrócili się z prośbą o podjęcie przez zakład karny możliwych dostępnych działań" - informowała Karina Kamińska, oficer prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Gdańsku.
- Policja 30 listopada skierowała takie pismo. Niestety, nie sformułowała, że te obawy są ze strony matki, ale że wynika to z ich ustaleń, iż ta osoba jest niezadowolona z wymiaru odbywania kary pozbawienia wolności. A w związku z tym, że jest niezadowolona, po wyjściu na wolność zapowiada zachowania niezgodne z porządkiem prawnym - tłumaczyła ppłk Elżbieta Krakowska, rzecznik dyrektora generalnego Służby Więziennej.
Jak dodała, dyrektor zakładu karnego w Gdańsku zlecił rozmowy z więźniem, ze współwięźniami i z funkcjonariuszami, którzy z nim pracowali. - Zamiary, że skazany może nie przestrzegać porządku, nie zostały w trakcie tych rozmów potwierdzone. Dodatkowo została zlecona konsultacja psychologiczna, konsultacja lekarska. Też wykluczyły takie zagrożenie - zapewniała rzecznik. Ustalenia zostały przesłane policji i, jak mówiła Krakowska, to było wszystko, co zakład karny mógł zrobić.
"Przeciwdziałanie przestępstwom to nie jest zadanie Służby Więziennej"
Patryk Jaki we wtorek ocenił, że policja nie miała obowiązku informowania Służby Więziennej, kto ostrzegał przed Stefanem W., bo Służba Więzienna odpowiada tylko za wykonanie orzeczonej przez sąd kary.
- Przeciwdziałanie przestępstwom przyszłym to już nie jest zadanie Służby Więziennej - dodał. - Policja nie miała takiego zadania, żeby nas informować i wiem, że trwa kontrola w policji - zaznaczył.
Wydział prasowy MSWiA informował w poniedziałek, że "minister Joachim Brudziński niezależnie od publikacji, które pojawiły się w mediach, na pierwszej odprawie po ataku na prezydenta Pawła Adamowicza polecił gen. insp. Jarosławowi Szymczykowi, Komendantowi Głównemu Policji, przeprowadzenie szczegółowej kontroli działań gdańskiej Policji".
Autor: js//rzw / Źródło: PAP, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24