Piekło na sali operacyjnej. Pacjentka w trakcie operacji czuje każde cięcie, każde wbicie igły, każdy zakładany szew. Czuje, ale nic nie może zrobić, bo dostała środki zwiotczające mięśnie. Materiał "Faktów" TVN.
Przed operacją w szpitalu w Świeciu pani Beata Szulz marzyła tylko o tym, żeby się wybudzić. Po wszystkim, a nie w trakcie. - Pierwsze co, człowiek traci, jakąkolwiek orientację. Gdzie jestem? Czy jeszcze żyję? Nie można ruszyć ręką, nie można ruszyć nogą, nie można w żaden sposób dać znać lekarzom, osobom będącym na sali operacyjnej, że "halo, ja jestem!" - relacjonuje pacjentka.
W czasie zabiegu przestały działać leki wyłączające czucie i świadomość, ale te zwiotczające mięśnie działały dalej. Z tego powodu kobieta nie mogła poprosić o pomoc.
Pani Beata jest nauczycielką matematyki, żeby przetrwać próbowała sobie przeliczyć cierpienia na czas, określić, ile to jeszcze potrwa.
- Człowiek liczy nawet szwy. Każde przejście igły przez skórę. I jak lekarz mówi, że wybudzamy, bo skończyłem i teraz chcę jak najszybciej powiedzieć, co się stało - opowiada pani Beata.
Nikt nie chciał wierzyć
Nikt jednak nie chciał słuchać, nikt nie chciał wierzyć, dopóki pacjentka nie opowiedziała szczegółowo o przebiegu operacji, o tym, jak w jej trakcie pielęgniarki rozmawiają o wpisach do pamiętników swoich dzieci. Psychologa do pacjentki po tak silnej traumie wezwano dopiero następnego dnia.
- Pani psycholog powiedziała, że pacjentka powinna czuć się wyróżniona, bo to sytuacja jedna na milion - mówi radca prawny, Aneta Naworska. - Ja nie chciałabym być tak wyróżniona. Pół godziny w trumnie, a trumną jest moje własne ciało.
Pytanie, czy przez cały czas przy pacjentce czuwał anestezjolog, na razie pozostaje bez odpowiedzi.
- Może być tak, że anestezjolog patrzył na te parametry i uznał, że nie wymaga to jego interwencji - tłumaczy profesor Wojciech Gaszyński, biegły z zakresu anestezjologii.
"Szpital zrobił to, co mógł zrobić"
Szef szpitala, w którym odbyła się operacja, dokumenty z jej przebiegu dostał od reporterki "Faktów" TVN. Tylko pielęgniarka wpisała do raportu to, co usłyszała od pacjentki. Dzięki temu informacja o śródoperacyjnym wybudzeniu trafiła do wypisu.
- Pacjentka nie została pozostawiona sama sobie, szpital zrobił wszystko to, co na tę chwilę mógł zrobić - zapewnia prezes Nowego Szpitala w Świeciu, Tomasz Ławrynowicz.
Pani Beata chce teraz założyć stowarzyszenie osób, które przeżyły to, co ona.
Autor: eos / Źródło: Fakt TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24