Ministerstwo Spraw Zagranicznych - odnosząc się w oświadczeniu do wydalenia polskiej konsul z Brześcia - zdecydowanie zaprzeczyło, jakoby polska urzędniczka konsularna naruszyła prawo białoruskie, polskie lub międzynarodowe. Działania władz Białorusi mogły być obliczone na dalszą degradację relacji między naszymi państwami - podkreślił resort.
O wydaleniu z Białorusi "pracownika polskiego konsulatu w Brześciu" poinformował w środę 5 stycznia w komunikacie tamtejszy resort spraw zagranicznych. Rzecznik białoruskiego MSZ przekazał, że w środę wezwano do polskiego charge d’affaires w związku z - jak to określił - "oburzającym wydarzeniem".
Resort białoruskiej dyplomacji oświadczył, że obywatel Polski podejrzewany o spowodowanie wypadku, w którym zginęły dwie Białorusinki i który - w związku z tym - miał tymczasowo zawieszone prawo wyjazdu z Białorusi, 3 stycznia podjął próbę opuszczenia kraju i ucieczki do Polski. Według strony białoruskiej próba ta miała zostać "zainicjowana i zorganizowana przez pracowników konsulatu Polski w Brześciu".
Oświadczenie MSZ ws. wydalenia konsul z Brześcia
Do tych doniesień w wydanym 12 stycznia wieczorem oświadczeniu odniósł się rzecznik polskiego MSZ Łukasz Jasina. Wyraził w nim głębokie współczucie rodzinie i bliskim zmarłych pasażerek. "Jednocześnie sprzeciwiamy się wykorzystywaniu tragicznej śmierci dwóch kobiet do ataku medialnego na obywatela polskiego i zdecydowanie zaprzeczamy, jakoby polska urzędniczka konsularna, działając w tej sprawie, naruszyła prawo białoruskie, polskie lub międzynarodowe" - napisał Jasina.
Jak dodał, wyjaśnienia przeprowadzone przez MSZ i polskie służby konsularne potwierdzają niezbicie, że władze białoruskie nie poinformowały polskiego urzędu konsularnego, iż na kierowcę ciężarówki miał być nałożony obowiązek pozostawania na terenie Białorusi.
"Według wiedzy MSZ on sam także nie otrzymał takiej informacji od organów śledczych prowadzących dochodzenie w tej sprawie. Obywatel Polski przez cztery dni dobrowolnie pozostawał do dyspozycji organów śledczych oczekując na zapowiedziany eksperyment śledczy – rekonstrukcję zdarzenia. W tym czasie formalnie był świadkiem w sprawie" - zaznaczył rzecznik resortu.
Dodał przy tym, że gdy rekonstrukcja nie została przeprowadzona w zapowiadanym terminie, Polak postanowił wrócić do Polski, przekraczając legalnie granicę. Jasina dodał, że polski kierowca legitymował się przy tym paszportem, który nie został mu wcześniej odebrany, a o zmianie swojego statusu w sprawie i zakazie opuszczania kraju, został poinformowany dopiero podczas zatrzymania na granicy.
MSZ: działania Białorusi obliczone na degradację dwustronnych relacji
"Nieprawdą jest więc, że polski obywatel zamierzał uciekać z Białorusi, jak również to, że polscy urzędnicy konsularni mieli go do tego nakłaniać i pomagać"- oświadczył rzecznik MSZ. "Opublikowane w mediach zmanipulowane nagrania audio i video, pochodzące także z prywatnego telefonu, świadczą, iż władze białoruskie celowo złamały przepisy zawarte w art. 7 i art. 11 dwustronnej konwencji konsularnej z 2 marca 1992 roku oraz drastycznie naruszyły dobre obyczaje międzynarodowe".
Wyraził też oczekiwanie, że postępowanie wyjaśniające prowadzone będzie rzetelnie i uczciwie. Zwrócił przy tym uwagę, że przesłuchanie obywatela polskiego na przejściu granicznym odbyło się bez obecności tłumacza, mimo że przesłuchiwany nie włada językiem białoruskim ani rosyjskim.
"Wszystkie powyższe wydarzenia sugerują, iż działania władz Białorusi mogły mieć charakter celowy i być obliczone na dalszą degradację dwustronnych relacji między naszymi państwami. Władze polskie odpowiedzą na te działania w sposób adekwatny, informując stronę białoruską o podjętych krokach" - dodał Jasina.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Wojciech Olkuśnik/PAP