Młodszy ogniomistrz Adam Niesłony, oprócz etatu w straży pożarnej w Krapkowicach (woj. opolskie), pracuje również jako ratownik w szpitalu. Po każdym dyżurze wraca do domu tą samą trasą. W czwartkowy poranek jego uwagę zwrócił dymiący się budynek. Dzięki jego czujności i zdecydowanej reakcji udało się uratować sześć osób i psa.
Do pożaru poddasza doszło w czwartkowy poranek w budynku przy ulicy Jagiellonów w Opolu. - Akurat złożyło się tak, że podczas tego powrotu zauważyłem, że z jednego z budynków wydobywa się dym. Nie byłem pewien czy to faktycznie pożar, natomiast zaniepokoiło mnie to i zawróciłem. Okazało się, że rzeczywiście jest to pożar. Od razu powiadomiłem służby, że na tej ulicy pali się budynek, a sam poszedłem do środka sprawdzić, czy są tam osoby, które trzeba ewakuować - relacjonuje młodszy ogniomistrz Adam Niesłony ze straży pożarnej w Krapkowicach.
Ewakuacja mieszkańców
Na klatce schodowej na poddaszu strażak zauważył starszą kobietę stojącą w dymie. Jak przyznaje, kontakt z seniorką był utrudniony. Kobieta nie do końca wiedziała, co się dzieje i stawiała opór, ale strażakowi udało się wyprowadzić ją na zewnątrz.
- Wszedłem ponownie do tego budynku i okazało się, że pomocy potrzebowała jeszcze rodzina z trójką dzieci. Mówiłem do nich, że musimy natychmiast wyjść na zewnątrz i że mają mało czasu. Te osoby zaczęły pakować swoje rzeczy, których używają na co dzień. Zadymienie było bardzo silne, a w części budynku było pełne rozgorzenie ognia. Pożar bardzo szybko się rozprzestrzeniał. Wziąłem najmłodsze dziecko na ręce, matka wzięła pozostałą dwójkę i szybko wyszliśmy z budynku - mówi strażak.
Kiedy rodzina siedziała już bezpieczna w samochodzie strażaka, na miejscu nie było starszej kobiety, ewakuowanej w pierwszej kolejności. Jeden ze świadków przekazał, że wbiegła z powrotem do płonącego budynku.
- Na domiar złego zatrzasnęła za sobą drzwi, które były zamykane od środka. Nie było innej możliwości, jak tylko je wyważyć. Ta osoba stała w tym samym miejscu, ale pożar tak mocno postępował, że ze starsza kobietą nie było już kontaktu. Udało mi się jednak ponownie wyprowadzić ją na zewnątrz z lekkimi poparzeniami ciała - relacjonuje Niesłony.
"Nie czuję się bohaterem"
Chwilę później na miejscu pojawiły się pierwsze zastępy straży pożarnej. Osoby wyprowadzone z budynku otrzymały doraźną pomoc, a w dalszej kolejności przekazano je ratownikom medycznym. Łącznie dziewięć zastępów przez kilka godzin walczyło z ogniem. Kilka pomieszczeń doszczętnie spłonęło. Część konstrukcji trzeba było rozebrać z uwagi na groźbę zawalenia.
Policja wyjaśnia obecnie przyczyny powstania pożaru. Ogień prawdopodobnie pojawił się w mieszkaniu starszej kobiety.
Adam Niesłony - po uratowaniu sześciu osób i psa - podkreśla, że nie czuje się bohaterem. - Zrobiłem to, co każdy strażak zrobiłby na moim miejscu. Ćwiczymy, szkolimy się w tym kierunku. Doświadczenie pozwoliło mi ocenić, że nie zrobię kroku za daleko i nie narażę życia swojego, ani tych osób. Najważniejsze, że udało się uratować życie i zdrowie sześciu osób, w tym trójki dzieci - podkreśla strażak.
Źródło: TVN24 Wrocław
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Wrocław