Dziwne, zaskakujące, nieprawdopodobne - tak przełom w śledztwie ws. zabójstwa gen. Marka Papały oceniła w programie "Jeden na jeden" Danuta Olewnik, siostra uprowadzonego i zamordowanego Krzysztofa Olewnika. Przyznała jednocześnie, że na przełom w sprawie swojego brata czekała przez 11 lat. - Teraz już w to nie wierzę - zaznaczyła.
Olewnik przyznała, że dopuszcza myśl, że morderstwo jej brata było przypadkiem. - Tak sugerowali niektórzy sprawcy uprowadzenia. (...) Są jakieś poszlaki, że może tak być - powiedziała.
I dodała, że nie zgadza się ze scenariuszem uprowadzenia i zamordowania. - Nie mogło być tak, że człowiek był uprowadzony, przetrzymywany dwa lata. Kontaktowali się z nami porywacze, wzięli po dwóch latach pieniądze i po dwóch miesiącach zabito mojego brata - powiedziała Olewnik. Jej zdaniem w całej sprawie chodziło o przejęcie majątku rodziny.
Powtórzyła zarzuty pod adresem prokuratury, które sformułowała wczoraj na konferencji prasowej, iż śledczy próbują zamknąć jej rodzinie usta. - Od listopada 2011 r. nie możemy niczego przedstawić (ws. Krzysztofa Olewnika - red.), bo nie mamy takiej możliwości. Mamy ograniczony dostęp do akt. Nie wiemy, co w ostatnich miesiącach dzieje się w sprawie - stwierdziła Olewnik.
Zaznaczyła, że najbardziej boli ją to, że z niej i rodziny zrobiono osoby mówiące nieprawdę. - Tak być nie może. Jako rodzina nie zrobiliśmy nic złego, nie mamy sobie nic do zarzucenia, nic nie ukryliśmy - zapewniła siostra Krzysztofa Olewnika. I dodała, że jej rodzina zrobiła więcej niż powinna, bo z każdą najmniejszą informacją biegła do prokuratury. Dlatego - jak zaznaczyła - nie rozumie takiego traktowania z strony śledczych.
- Dlaczego szukają bzdur, rzeczy, które nie mają miejsca - stwierdziła Olewnik.
"Tak nie może być"
Rodzina Olewników żąda od gdańskiej prokuratury sprostowania - jej zdaniem - nieprawdziwych informacji o Krzysztofie Olewniku, chce też przeprosin i wpłaty 600 tys. zł na fundację jego imienia (na odpowiedź daje prokuraturze 14 dni) Chodzi o wydarzenia z listopada 2011, gdy doszło do przeszukań domów należących do rodziny.
W opinii bliskich Krzysztofa Olewnika odbyło się to na podstawie subiektywnego wyboru materiału dowodowego, niepotwierdzonego w śledztwie. Krytykują także formę przeszukań.
- Nie mamy nic przeciwko przeszukaniom, chodzi nam o formę i zachowanie. Miałam to przeszukanie i czułam się jak podejrzana w całej sprawie, na pewno nie ktoś, kto ma status osoby pokrzywdzonej. I tak być nie może - stwierdziła Olewnik. - Nie może być tak, że jesteśmy zaskakiwani, przed domem są media i jest zrobiona wokół całej sprawy (przeszukania - red.) sensacja - dodała.
Danuta Olewnik zaznaczyła, że nieprawdą jest, by był monitoring w domu Krzysztofa lub by rodzina ingerowała w nagrania. - Nie było w tamtym czasie (kiedy zginął Krzysztof Olewnik - red.) żadnego monitoringu - zapewniła, przekonując jednocześnie, że urządzenie, które biegły wskazuje jako element monitoringu jest urządzeniem elektrycznym i są dokumenty na jego montaż.
Według Olewnik, śledczy próbują oczernić jej brata, żeby ukryć niemożność dojścia do prawdy. Ma o tym świadczyć - według niej - badanie wątku śmierci ukraińskiej prostytutki, w którą mógłby być zamieszany jej brat.
Nie rozumie też czemu prokuratura na siłę stara się udowodnić, że jej brat się sam uprowadził, gdyż - w jej opinii - nie ma na to dowodów.
11 oskarżonych
Proces ws. uprowadzenia i zabójstwa Krzysztofa Olewnika toczył się od października 2007 r. do marca 2008 r.
Na ławie oskarżonych zasiadło w sumie 11 osób. SO w Płocku skazał wtedy dwóch zabójców Olewnika - Sławomira Kościuka i Roberta Pazika - na kary dożywotniego więzienia. Ośmioro skazano na kary od roku więzienia w zawieszeniu do 15 lat pozbawienia wolności; jednego z oskarżonych sąd uniewinnił.
Trzech sprawców porwania i zabójstwa Olewnika popełniło samobójstwo w zakładach karnych. Sprawę badała sejmowa komisja śledcza, która ujawniła liczne nieprawidłowości w pracy policji i prokuratury.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24