Tysiące policjantów, w tym ubranych po cywilnemu najlepszych funkcjonariuszy z pionów kryminalnych, zmobilizowano do zabezpieczania ubiegłorocznych protestów antyrządowych w Warszawie - informuje portal OKO.press. W lipcu 2017 roku na ulicach wielu miast Polski demonstrowano przeciwko przyjmowanym przez władze zmianom w polskim sądownictwie.
Dokumenty, do których dotarł portal OKO.press, zawarte miały być w aktach sprawy sądowej, którą wytoczyli policji liderzy Nowoczesnej - Ryszard Petru i Katarzyna Lubnauer. Politycy ci domagają się, by sąd zakazał funkcjonariuszom inwigilowania ich.
Tajniacy na ulicach
W dokumentach zawarte zostały informacje na temat przeprowadzonej w trakcie protestów w Warszawie policyjnej operacji "Sejm" i jej podoperacji, między innymi "Rekonesans". W ramach tych działań policjanci pilnowali parlamentu, Pałacu Prezydenckiego i siedziby telewizji publicznej, raportowali też o działaniach manifestujących. Operacja została zarządzona przez ówczesnego komendanta stołecznego policji Rafała Kubickiego.
Portal podkreśla, że ta formalnie wyłącznie prewencyjna akcja przeprowadzona została na "gigantyczną" skalę, a na jej potrzeby "bez wyraźnego powodu odciągnięto od codziennych zadań tysiące funkcjonariuszy z całej Polski".
W okresie 16-21 lipca było to każdego dnia od 611 do 2341 zaangażowanych w operację policjantów, pracujących przez całą dobę na trzy zmiany. Duża część z nich nie była umundurowana, a także poruszała się nieoznakowanymi radiowozami - tylko 21 lipca na ulicach Warszawy pojawiło się aż 48 takich pojazdów.
Wśród zmobilizowanych funkcjonariuszy udział w działaniach wzięli także członkowie najbardziej elitarnych wydziałów policji, między innymi do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw, do walki z cyberprzestępczością i z wywiadu kryminalnego.
Śledzili każdy krok
Funkcjonariusze ci, jak informuje OKO.press, na bieżąco raportowali, gdzie gromadzą się manifestujący, ilu ich jest, jakie okrzyki wznoszą i jakie trzymają transparenty. Przekazywali również informacje o tym, kto przemawia z ustawionych scen i co mówi, a nawet nasłuchiwali w tłumie, jakie informacje wymieniają między sobą manifestujący. Mieli również obserwować i obejmować nadzorem wybranych uczestników protestu, zwłaszcza z ugrupowania Obywatele RP. "Przez kilka dni śledzono właściwie każdy krok liderów opozycji pozaparlamentarnej" - ocenia OKO.press.
Według cytowanego przez portal emerytowanego policjanta, "część z tych działań - jak na przykład odnotowywanie haseł z transparentów czy osób przemawiających ze sceny - w ogóle nie jest zadaniem policji". Jak stwierdza portal, "zagadką jest natura i podstawa prawna tych działań".
Obserwacja, czyli nadzór
Komenda Stołeczna Policji nie odpowiedziała na szczegółowe pytania dotyczące operacji "Sejm" przesłane jej przez OKO.press. W krótkiej odpowiedzi zaznaczono, że w sprawie tej trwają czynności i dopiero po ich zakończeniu będzie mogła udzielić komentarza. Zapewniono jednak, że "przy działaniach związanych z zabezpieczaniem zgromadzeń nie ma mowy o działaniach o charakterze operacyjnym".
Portal dotarł także do dokumentów, z których wynika, że dowódca podoperacji "Rekonesans" nadkomisarz Hubert Pełka wyjaśniał w kilku notatkach służbowych, iż jego funkcjonariusze nie prowadzili czynności operacyjnych, a słowo "obserwacja" było używane w meldunkach omyłkowo - faktycznie miało chodzić jedynie o nadzór w celu "zapewnienia bezpieczeństwa" tym osobom.
Masowe demonstracje w Warszawie i innych miastach Polski wywołane były sprzeciwem wobec przyjętych przez parlament trzech ustaw zmieniających polskie sądownictwo: o Sądzie Najwyższym, o Krajowej Radzie Sądownictwa oraz o sądach powszechnych.
Autor: mm//now / Źródło: oko.press, tvn24.pl