Miecz czy nie miecz, oto jest pytanie. Sprawa wartego ćwierć miliona złotych miecza stanęła na ostrzu noża. Jak twierdzi "Gazeta Wyborcza", broń ponoć z czasów Mieszka I podarowana przez wicepremiera i ministra aktywów państwowych Jacka Sasina i prezesa Enei ojcu Tadeuszowi Rydzykowi może nie być oryginalna.
- Jeśli profesor, znawca mówi, że coś jest na 90 procent falsyfikatem, to w języku potocznym jest na 100 procent falsyfikatem - mówi Piotr Głuchowski z "Gazety Wyborczej".
Przekazany na Jasnej Górze rzekomo ponadtysiącletni miecz ma być perłą w kolekcji powstającego w Toruniu muzeum ojca Rydzyka Pamięć i Tożsamość.
- Pani Berenika Ratajczak, rzeczniczka Enei, całą winę zrzuca na Fundację Pamięć i Tożsamość, to znaczy pisze mi w mailu, że miecz został znaleziony przez fundację, to ona dostarczyła ekspertyzy fachowców, których to nazwisk niestety pani Berenika nie może mi zdradzić, a które to głosiły, że miecz jest oryginalny. I Fundacja Pamięć i Tożsamość, pobrawszy pieniądze od Enei, sobie ten miecz kupiła - wyjaśnia Głuchowski.
Dziennikarz w swoim artykule powołuje się na opinie znanych autorytetów w dziedzinie archeologii i czasów wczesnośredniowiecznych.
Archeolog: to jest absolutny skandal
Rozmawialiśmy z profesorem Przemysławem Urbańczykiem z Instytutu Archeologii UKSW i Instytutu Archeologii i Etnologii PAN.
- Widziałem tych mieczy dużo i wiem, jak wygląda miecz z czasów Mieszka I. Większość została znaleziona w grobowcach albo w wodzie i one są tak skorodowane, że strach je wziąć do ręki, a tu wszyscy dotykają tę perełkę gołymi rękami. To jest absolutny skandal, powinni dotykać go tylko i wyłącznie w rękawiczkach - zauważa naukowiec.
Zastanawia nie tylko doskonały stan zachowania broni z początków państwa polskiego. Poza tym miecz miał być zakupiony w bliżej nieokreślonym polskim antykwariacie, co zdaniem znawców jest sprawą mocno podejrzaną. Podobnych okazów jest w Polsce co najwyżej kilkadziesiąt.
- Przypominam, że w Polsce prawo zabrania handlowania zabytkami archeologicznymi, poza jednym wyjątkiem, kiedy można udowodnić, że to było w jakiejś rodzinnej kolekcji. Ale taki miecz, który musiałby być przez kilkadziesiąt lat w jakiejś kolekcji i nikt o nim nie słyszał... no jest to właściwie niemożliwe - ocenił Urbańczyk.
Enea w sprawie miecza ucina spekulacje, a "Gazecie Wyborczej" grozi pozwem. I zapewnia, że ten miecz na pewno pamięta czasy Mieszka I.
"PiS rozdaje Rydzykowi miecze, a ludzie płacą za to w swoich rachunkach"
Enea wydała oświadczenie w sprawie artykułu opublikowanego na łamach "Gazety Wyborczej". "Eksperci, na których powołuje się redaktor Piotr Głuchowski, ocenili obiekt na podstawie materiałów dostępnych w mediach – nie zachowując podstawowych zasad, wynikających z metodologii pracy badawczej. Oceniając obiekt, a szczególnie jego oryginalność, należy go zbadać, przeprowadzając oględziny" - napisano w oświadczeniu.
- Wystarczą dobre zdjęcia, aby stwierdzić na 99 procent, czy to podróbka, czy nie - wyjaśnia Urbańczyk. Na zagranicznych aukcjach miecze z końca X wieku osiągają cenę maksymalnie 35 tysięcy złotych. Jacek Sasin odwołał piątkowe spotkanie z dziennikarzami w Kędzierzynie-Koźlu. Kilka dni temu w Sejmie mówił tak: - Już dziś was zapraszam do tego muzeum. Państwo musi wspierać instytucje kultury, także spółki Skarbu Państwa.
Muzeum Pamięć i Tożsamość nie odpowiedziało na nasze pytania o to, kto sprawdził autentyczność miecza i jakimi ekspertyzami dysponuje.
- Jeśli jest to podróbka za 250 tysięcy złotych, to jest to pierwszy raz, kiedy ktoś zrobił Sasina w konia, a nie Sasin kogoś - stwierdził Włodzimierz Czarzasty z Lewicy. - PiS rozdaje Rydzykowi miecze, a ludzie płacą za to w swoich rachunkach. Ludzie zobaczcie swoje rachunki - powiedział Sławomir Nitras z Koalicji Obywatelskiej.
Zakonnicy w białych szatach z mieczami w ręku w Polsce po prostu nie kojarzą się dobrze.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Jacek Sasin/Twitter