Do tej pory straż miejska odholowała 130 samochodów zaparkowanych na niedozwolonych miejscach, gdzie parkowanie jest czasowo zabronione ze względu na wizytę prezydenta USA - poinformowała w rozmowie z tvn24.pl rzeczniczka stołecznej straży miejskiej Monika Niżniak. Kierowcy skarżyli się, że miejskie służby nie ostrzegły w porę o zakazie parkowania - pisze z kolei dzisiejszy dziennik "Metro".
Choć Barack Obama przylatuje do stolicy w piątek po 18., już w czwartek warszawiacy narzekali, że przez prezydenta USA znikają ich samochody. Jak pisze "Metro" czasem wystarczyło pozostawić pojazd kilka lub kilkanaście minut i już go nie zobaczyć w tym samym miejscu. Za to na miejscu pojawił się znak zakazu parkowania.
Samochodu nie było
Także parkomaty przyjmowały pieniądze, zamiast informować o czasowym ograniczeniu możliwości pozostawiania samochodów. Kierowcy skarżą się, że zmiany zostały wprowadzone w ostatniej chwili.
- Zostawiłem samochód przy skwerze Hoovera na Krakowskim Przedmieściu. Zaparkowałem wieczorem i poszedłem do pracy w kawiarni. Wyszedłem 15 minut po północy i mojego auta, jak i innych w okolicy, już nie było, za to był znak - zakazu parkowania - narzeka w rozmowie z gazetą jeden z kierowców. Inny dodaje: - Podjechałem pod hotel Mariott w centrum. Zapłaciłem za postój w parkomacie. Nie było mnie siedem minut i po samochodzie. Dopiero jak wyszedłem zauważyłem, znak, że tu nie można parkować, choć wcześniej było to możliwe. Moja wina, ale dlaczego skoro nie można parkować, to pobierana jest za to opłata - pyta.
Zmiany na ostatnią chwilę?
Jak pisze dziennik, znaki ustawiono z zaskoczenia, nie było także informacji o czasowym zakazie, np. na parkomatach, które normalnie działały. Za nadzór nad parkingami odpowiedzialny jest Zarząd Dróg Miejskich. - Zmiany w ruchu wprowadzono z dnia na dzień - przyznaje w rozmowie z "Metrem" rzecznik zarządu Adam Sobieraj. I dodaje rozkładając ręce: - Nie zdążylibyśmy wydrukować naklejek na parkomaty z ostrzeżeniem, że nie można parkować.
Rzeczniczka stołecznej straży miejskiej Monika Niżniak mówi natomiast w rozmowie z portalem tvn24.pl, że nie słyszała o przypadkach, w których na jakimś parkingu "rano znaku nie było, a po południu już się pojawił". Podkreśliła, że często kierowcy przez nieuwagę parkują w miejscach "wyłączonych" na czas wizyty. - Strażnicy zawsze kierują się przepisami, jeśli widzą znak, to respektują prawo - podkreśliła.
Dodała, że do tej pory straż miejska odholowała 130 samochodów zaparkowanych na niedozwolonych miejscach. Przyznała też, że samochody rzeczywiście były holowane także w nocy.
Kto(ś) winny chaosowi?
Na pytanie kto i kiedy ustawił znaki "Metro" próbowało jeszcze znaleźć odpowiedź w urzędzie miasta. Biuro miejskiego inżyniera ruchu odpowiada, że znaki powinny stanąć pięć dni przed datą wprowadzania zakazu.
Leszek Wytrwał, wiceszef Zakład Remontów i Konserwacji Dróg przyznaje zaś: - Część znaków zaczęliśmy ustawiać w środę.
Źródło: "Metro", tvn24.pl