Operacja trwała dwa dni, wszyscy pacjenci żyją i mają się dobrze. To była łańcuchowa akcja przeszczepu nerek u sześciu pacjentów. Dostali nerki od żyjących niespokrewnionych dawców. Zabieg przeprowadzili lekarze ze szpitala w San Francisco w Stanach Zjednoczonych. W Polsce takich operacji nie przeprowadza się. Na razie. Materiał "Faktów" TVN.
Cały materiał na stronie internetowej Faktów TVN. Takiej operacji w San Francisco jeszcze nie było. Trwała dwa dni i wzięło w niej udział 12 pacjentów. W jej trakcie przeszczepionych zostało sześć nerek.
Jak to działa?
Bohaterką mediów, lekarzy i pacjentów została Zully Broussard, która w zeszłym roku straciła męża i syna. Obaj zmarli na nowotwór. Dlatego teraz kobieta postanowiła wesprzeć tych, którzy mają jeszcze szanse na normalne życie i bezinteresownie ofiarowała swoją nerkę.
- Wiem co to znaczy, kiedy człowiek chce ocalić jeszcze jeden dzień życia i to się nie udaje. Dlatego jeśli można pomóc, to warto to zrobić - mówiła Zully Broussard.
Zabieg przeszczepu nerki zapoczątkowany przez Zully Broussard spowodował ciąg kolejnych w wyniku, których przeszczepiono aż sześć organów. Taka sytuacja jest określana jako tzw. przeszczep łańcuchowy, który może być zapoczątkowany tylko przez bezinteresownego dawcę, który oddaje organ niespokrewnionej osobie.
A w Polsce?
Taki zabieg nie byłby możliwy nad Wisłą, bo zgodnie z polskimi przepisami organy mogą sobie ofiarowywać tylko osoby spokrewnione lub związane ze sobą emocjonalnie.
- Trzeba włączyć dawców altruistycznych. W Polsce na razie prawo nie dopuszcza takich dawców. Musimy rozpocząć dyskusję na ten temat - uważa prof. Andrzej Chmura, kierownik Kliniki Chirurgii Ogólnej i Transplantacyjnej Szpitala Klinicznego Dzieciątka Jezus w Warszawie.
Autor: msz//gak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock