Już w pół godziny po narodzinach została oszpecona - być może na całe życie. Na malutką Marlenkę w szpitalu w Strzelinie wylała się woda z termoforu, używanego do ogrzewania noworodków. Ta archaiczna metoda powoli wychodzi już z użycia, ale widać nie wszędzie.
Dziecko leży teraz w Akademickim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu. Marlenka poparzona jest bardzo ciężko, są to głębokie rany obejmujące ok. 40 proc. powierzchni ciała. - W czasie 40 lat praktyki nie widziałem takich poparzeń - mówi lekarz Jerzy Czernik z wrocławskiego szpitala.
Szczęście w nieszczęściu Na szczęście jednak, dziewczynka nie została poparzona w tzw. miejscach aktywnych - stawach czy twarzy, a głównie z boku ciała. Dzięki temu, operacje korekcyjne, które w przyszłości z pewnością będzie musiała przejść, będą mniej dotkliwe. Mała Marlenka jest być może jedną z ostatnich ofiar termoforów używanych do ogrzewania noworodków. Od tej archaicznej metody odchodzi się już wszędzie, gdzie szpitale na to stać.
- Po takim stresie personelu i takim nieszczęściu zrobimy wszystko, aby odejść od tej metody - mówi dr Eleonora Krupe, ordynator oddziału noworodków szpitala w Strzelinie. Wszystkie termofory na oddziale zostały zabezpieczone i pewnie już nigdy nie zostaną użyte.
Zrobimy wszystko, aby jak najszybciej odejść od tej formy ogrzewania noworodków dr Eleonora Krupe, ordynator oddziału noworodków szpitala w Strzelinie
Zdaniem pani ordynator, w wypadku nie zawiniła pielęgniarka, która od 30. lat pracuje na tym oddziale. Sprawą poparzenia zajmuje się jednak również prokuratura. Jak na razie, z jej strony dziewczynkę zbadał biegły lekarz, który orzekł, że poparzenie dziewczynki może spowodować trwałe oszpecenie.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24