Chorzy na cukrzycę, serce, raka, zakrzepicę, astmę lub będący po przeszczepach w całym kraju mają problemy z kupnem leków, bo nieuczciwym właścicielom aptek lub hurtowni bardziej opłaca się sprzedawać je za granicę. Oto trzy historie, w których niezrealizowana recepta może być jak wyrok.
Cierpią pacjenci, ale kłopot mają też uczciwi aptekarze. Chorym, z którymi rozmawiała reporterka "Czarno na białym", leki te codziennie ratują życie. Nie mogą na nie czekać dzień, tydzień lub dłużej.
Historia Kingi
- Trzynastego stycznia, w piątek, o drugiej w nocy dostałam telefon, że czeka na mnie wątroba. To był taki prezent na 40. urodziny, bo pięć dni po miałam 40. urodziny - opowiada Kinga.
To był rok 2012. Wtedy wydawało się, że najgorsze ma już za sobą, że teraz będzie mogła normalnie żyć, przyjmując leki immunosupresyjne, czyli takie, które pomagają organizmowi przyjąć nową wątrobę.
- Często zdarza się, że nie jestem w stanie zrealizować całej recepty. Recepta jest ważna 30 dni od momentu wypisania i w ciągu tych 30 dni często nie udaje mi się zgromadzić odpowiedniej ilości leków - opisuje Kinga.
Jeśli któregoś razu zabraknie leków, znów trafi do szpitala, a tam czeka ją powtórka z 2012 roku. - W najlepszym wypadku na początku będzie potrzebny kolejny przeszczep, no ale jeśli tych leków dalej by nie było, drugi przeszczep wiązałby się ze śmiercią - wyjaśnia.
Jak ponury żart, w sytuacji Kingi, brzmi to, że jest ona... właścicielką apteki.
- Nic nie jestem w stanie poradzić - mówi.
Dodaje: - Leki dla chorych na chorobę parkinsona, leki dla osób po przeszczepie, niektóre leki kardiologiczne, bardzo popularny lek przeciwzakrzepowy. Wszystkie te leki, o których mówimy są na cito, są na już. To nie są leki, na które możemy czekać.
Historia Beaty
Mieszka w Łodzi, do 2010 roku myślała, że jest zupełnie zdrową kobietą. Kiedy nagle straciła wzrok, na szczęście tylko na jedną noc, okazało się że ma cukrzycę. Zaczęła przyjmować leki na stałe.
- Kupowałam insulinę wtedy kiedy była na ukończeniu, więc zdarzało się, że byłam w dużym kłopocie, ponieważ w aptekach insuliny nie ma zwykle, a się okazuje, że w hurtowniach również, więc musiałam wtedy zmienić insulinę - wyjawia Beata.
Z tego powodu wylądowała w szpitalu, bo ta nowa insulina działała w inny sposób niż poprzednia - dostawała się do organizmu szybciej, ale utrzymywała się w nim krócej. Tego Beata nie wiedziała i przyjmowała za małe dawki. A brak insuliny w organizmie cukrzyka może skończyć się dramatycznie.
- Wszystkie tkanki, narządy odczuwają głód energii i w związku z tym organizm ratując się spala tłuszcz, ale produktem ubocznym są ciała ketonowe, które zatruwają organizm i to prowadzi do śmierci - wyjaśnia.
Trudno powiedzieć czy taka śmierć to kwestia tygodnia czy dwóch, ale można być pewnym, że brak insuliny na rynku może do takiej sytuacji doprowadzić. Dlatego teraz Beata już nie czeka do ostatniej chwili, by wykupić leki na kolejne tygodnie.
- Już nie doprowadzam do takiej sytuacji, że już nie mam insuliny, dużego zapasu w lodówce i wiem jak się ratować przy pomocy innych cukrzyków. W grudniu zgromadziłam sobie insulinę. Zapas od pół roku do roku - zaznacza.
Historia Łukasza
Ja rozumiem, że można robić interesy na witaminach, na suplementach diety. Na tym można zarabiać jak się chce. Ale nie na lekach ratujących życie. Łukasz
- Przyjmując lek może pożyję 10 czy 15 lat, a nie tylko dwa. No to chyba warto - podkreśla Łukasz.
Ma 37 lat, choruje na mielofibrozę - chorobę, która powoduje, że jego organizm produkuje płytki krwi ponad normę, która u dorosłego człowieka mieści się między 140 a 440 tysięcy płytek na milimetr sześcienny krwi.
- Jak trafiłem na oddział Instytutu Hematologii z milionem sto płytek to nie zostałem wypuszczony nawet po szczoteczkę do zębów. Poza tym tak duża ilość płytek powoduje dramatyczny rozrost śledziony, która w pewnym momencie przestaje się mieścić w jamie brzusznej - opowiada.
Śmierć nie przychodzi nagle, jak w przypadku wspomnianej cukrzycy.
- Jak nie wezmę preparatu to nie przewrócę się na chodniku i ktoś nie wezwie pogotowia, bo ustanie tętno - wyjaśnia.
- Jedna zaprzyjaźniona apteka poszukiwała dla mnie tego leku we wszystkich hurtowniach, które z nimi współpracują. Także to nie był problem tylko województwa mazowieckiego czy Warszawy. We wszystkich hurtowniach, do których się apteka zwracała otrzymywała odpowiedź, że specyfik jest niedostępny, że producent ma trudności z produkcją - mówi Łukasz.
Kinga twierdzi, że to tylko wymówka, że tak naprawdę to wynik nielegalnego procederu, jaki w ostatnim czasie rozwinął się na rynku farmaceutycznym - mechanizm odwróconej dystrybucji, który doprowadza do sytuacji, w której na polskim rynku brakuje leków, bo te nielegalnie trafiają za granicę.
- Ja rozumiem, że można robić interesy na witaminach, na suplementach diety. Na tym można zarabiać jak się chce. Ale nie na lekach ratujących życie - oburza się Łukasz.
Autor: Karolina Nowak / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24