Sparaliżowany mistrz tańca wytrwale walczy o powrót do zdrowia. Nie jest sam. Ma wspaniałą rodzinę i ofiarnych kolegów, którzy kiedyś tańczyli z nim break-dance, a teraz, po jego wypadku, zbierają pieniądze na intensywną terapię. Taką, jakiej nie zapewniło mu państwo.
Bartek Turzyński był mistrzem breakdance'u, w środowisku znany jako b-boy Cetowy. Jego karierę przerwał wypadek. Rok temu podczas kręcenia teledysku dotknął linii wysokiego napięcia i został porażony prądem. Cetowy zapadł w śpiączkę, a lekarze ocenili jego stan jako beznadziejny. To, że dziś - po miesiącach walki o życie i zdrowie z Cetowym jest kontakt, to zasługa medycyny, ale nie tej publicznej. Bo ta potrafiła w ciągu 300 dni od wypadku zaoferować sparaliżowanemu tancerzowi tylko 10 dni bezpłatnej rehabilitacji. - Byłam w grudniu i dowiedziałam się, że na lipiec można się zapisać. (...) Czekać to jak wyrok - mówił mama Bartka, Małgorzata Turzyńska.
Sześć godzin treningów dziennie
Teoretycznie NFZ może finansować rehabilitację niemal non stop, ale nawet Narodowy Fundusz Zdrowia nie potrafi powiedzieć, dlaczego tylko w teorii. - Jeśli są wskazania medyczne, to może być kolejna seria dla Bartka, i kolejna. Tu powinien wypowiedzieć się lekarz prowadzący - mówi Mariusz Szymański z NFZ w Gdańsku. Lekarz prowadzący wystawiał kolejne skierowanie, po którym Bartek ustawiał się w półrocznej kolejce na zabiegi. Dlatego rodzina leczy go za prywatne pieniądze. Pięcioro rehabilitantów uczy Cetowego siadać, chodzić, mówić. Każdego dnia sześć godzin treningów. Coś, co dobrze zna z czasów przed wypadkiem.
Zbiórka przyjaciół
Pieniądze dla Bartka zbiera całe środowisko tancerzy breakdance'u w Polsce. - Mamy 17 tysięcy. Na rok leczenia potrzeba 120 tysięcy - przyznaje jednak Mateusz "Mefo" Godlewski, przyjaciel Bartka. I żartem dodaje, że ten nie oddał mu 80 złotych i dlatego musi wyzdrowieć. Ale Cetowy musi wyzdrowieć też dla dziesiątków młodych, dla których organizował obozy tańca i których ściągnął na treningi z ulicy.
Autor: nsz / Źródło: Fakty TVN