Przed trzema laty 20-letni wówczas Jarek został brutalnie pobity przez grupę osób. Naraził im się, bo był z innego osiedla. Od tamtej pory sprawa jest w toku, a sprawcy nadal nie usłyszeli wyroku.
O pobicie Jarka oskarżono dziewięć osób, w tym dwóch synów policjanta. Czterej oskarżeni odpowiadają przed sądem dla nieletnich.
Zmarnowane życie
Dlaczego nikt nie odpowiedział za kalectwo młodego mężczyzny? - Trzeba pamiętać, że w sprawie tej sąd musiał przesłuchać ponad 120 świadków - tłumaczy TVN24 zastępca szefa Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe Włodzimierz Marszałkowski.
Mama pobitego Elżbieta Dyks mówi co innego: - Zostaliśmy z tym problemem sami, syn jest skazany na kalectwo do końca życia. Zmarnowane mamy życie, tymczasem oni go (życia) używają.
Jarek doznał poważnego uszkodzenia mózgu. Wymaga stałej opieki, ale dzięki rehabilitacji próbuje mówić i siadać. Na całkowite odzyskanie zdrowia nadziei jednak nie ma.
- Kopali, bili bez opamiętania, mimo, że był już nieprzytomny. Tylko cud sprawił, że przywrócono mu akcję serca - mówi Elżbieta Dyks.
Chłopak został zaatakowany, bo był z innego osiedla. Rodzice podejrzewają, że za sprawą pobicia Jarka może stać jego była dziewczyna.
Do hospicjum
Pani Elżbieta do sądu już nie chodzi, to dla niej zbyt trudne. Bardziej niż na wysokim wyroku zależy jej na tym, żeby napastnicy zrozumieli, co zrobili. - Chętnie widziałabym ich w hospicjum, gdzie ludziom przed śmiercią zmienialiby pampersy. Może tam byli by bardziej przydatni i może to, chociaż wątpię, pozwoliłoby ich przywrócić do społeczeństwa - uważa Elżbieta Dyks.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24