Tylko w ten weekend dziewięć osób utonęło na polskich kąpieliskach. Zaczyna się od beztroski, kończy tragedią, której w wielu przypadkach możnaby uniknąć, gdyby większa była świadomość, jak groźny potrafi być Bałtyk. Niebezpieczeństwa - jak mówią specjaliści - często nie widać.
Niebezpieczeństwo na Bałtyku, to nie tylko sztormowe fale. To także, a często przede wszystkim, podwodne prądy zwrotne. Fala najpierw płynie do brzegu. To widzimy gołym okiem. Natomiast podwodny prąd, który przy dnie wraca w stronę morza, może pociągnąć pływaka w stronę otwartej wody.
- Nawet na płytkiej wodzie, osoba załapana przez taką falę z prądem zwrotnym, bardzo szybko może znaleźć się kilkadziesiąt, kilkaset metrów od brzegu. Bardzo trudno jej pomóc - przestrzega w rozmowie z reporterem "Polski i Świata" Marcin Burda z Centrum Koordynacji Ratownictwa WOPR w Sopocie.
Najrozsądniejszym wyjściem jest nie oddalanie się od brzegu - sugerują specjaliści.
Jednak nawet, jeśli czujemy dno pod stopami, nie oznacza to, że jesteśmy bezpieczni. Prądy wypłukują dno i może okazać się, że głębokość wody bardzo szybko się zmieni.
Autor: mn/kdj/zp / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24