Zmarł Kazimierz Piechowski, uciekinier z niemieckiego obozu Auschwitz, żołnierz Armii Krajowej, więzień okresu stalinowskiego, świadek historii i autor wstrząsających wspomnień - podał Instytut Pamięci Narodowej. Piechowski dokonał najbardziej śmiałej ucieczki z KL Auschwitz-Birkenau. W mundurze oficera SS, z przyjaciółmi w niemieckich uniformach sterroryzował bronią strażników i wyjechał przez bramę uprowadzonym wojskowym autem.
Kazimierz Piechowski w 2015 roku był bohaterem reportażu magazynu "Czarno na białym" TVN24. Przypominamy jego opowieść.
- Nazywam się Kazimierz Piechowski. Mam 95 lat. Jestem harcerzem orlim i przeżyłem to straszne piekło - tak zaczynał swoją opowieść więzień, który uciekł z Auschwitz. Uciekał 20 czerwca 1942 roku. Razem z trzema kolegami: Eugeniuszem Benderą, Stanisławem Jasterem i Józefem Lempartem, włamali się do magazynu, zabrali mundury, broń i samochód. Dla więźniów wyczyn ten był ogromnym wydarzeniem, które podniosło ich na duchu.
"Otwieraj szlaban albo ci łeb rozwalę"
- Gienek pracował w garażach i stwierdził, że może skombinować auto. Zabraliśmy mundury SS, dla mnie oficera SS. Broń, amunicja, wszystko co było potrzebne - opowiadał. - Niemcy byli tak pewni, że nikt nie ośmieli się podjąć ucieczki z Auschwitz, że przy garażu nie trzymali nawet warty - wyjaśniał. - Wsiedliśmy do auta i podjechaliśmy pod rampę, za którą już była wolność. Ja wyciągnąłem pistolet i mówię do wartownika: "otwieraj szlaban albo ci łeb rozwalę!" - relacjonował były więzień obozu.
Ucieczka odbyła się za wiedzą jednego z przywódców obozowego ruchu oporu - Witolda Pileckiego, który dobrowolnie przedostał się do Auschwitz, by stworzyć w nim struktury organizacji konspiracyjnej. Poprzez Jastera przekazał raport dowództwu Armii Krajowej.
- Gdy podnieśli szlaban, byliśmy wolni. Ani jeden więzień nie został za tą ucieczkę tknięty. Dlaczego? Bo Niemcy w Berlinie uznali, że tylko przez głupotę esesmanów mogła się zdarzyć - mówił.
"Coś lepszego niż śmierć"
Kazimierz Piechowski urodził się w 1919 roku w miejscowości Rojkowy. Przed wojną działał w harcerstwie.
Po klęsce kampanii wrześniowej został w listopadzie 1939 roku aresztowany, gdy próbował przedostać się na Słowację i dalej do polskiej armii we Francji. Niemcy więzili go w areszcie w Baligrodzie, a także w więzieniach w Sanoku, przy Montelupich w Krakowie i w Wiśniczu Nowym, skąd 20 czerwca 1940 roku, w drugim transporcie polskich więźniów politycznych, trafił do Auschwitz. Otrzymał tam numer 918.
- Nadjechały samochody SS. "Halt! Stój!". Oficer gestapo z uśmiechem na ustach mówi: "powinniśmy was zabić, ale nie zrobimy tego, bo będziecie mieli coś lepszego niż śmierć" - wspominał.
- Dostałem numer 918 i zaczęliśmy budowę obozu. Było strasznie. Wielki zbrodniarz esesman zabijał, strzelając w potylicę pod Ścianą Śmierci - opowiadał. - Pracowałem, zbierając trupy. Stoimy pod bramą i nagle słyszymy ryk. "Tür auf!", co znaczy: "bramę otworzyć". Truchcikiem lecimy i te nagie pokrwawione ciała na wóz, a następnie do krematorium. Krew się leje aż do krematorium. Wiadomo, że tędy jechał wóz z ciałami - mówił pan Kazimierz.
Gdy był już skrajnie wycieńczony, pomógł mu niemiecki więzień kryminalny Otto Kuessel. Dzięki niemu dostał lepszą, nieco łatwiejszą pracę w magazynie, w którym zaopatrywało się SS.
"Przeznaczony na śmierć"
- Jeden z moich kolegów, który pracował w tym samym komandzie, co ja, powiedział mi, że dostał cynk, że jestem przeznaczony na śmierć. Patrzy na mnie cały roztrzęsiony i mówi: "Kazek, a może udałoby się stąd uciec?" - wspominał, nie mogąc powstrzymać wzruszenia, pan Kazimierz. - Gienku, powtarzam ci, stąd z centralnego obozu nikt nie uciekł i nikt nie ucieknie - wspominał swoją odpowiedź.
Kolega drążył temat, aż dopiął swego. Mężczyźni postanowili podjąć próbę brawurowej ucieczki. - Plan był taki, że jeśli oni mają nas za głupców, a sami są ponad wszystkim, to mogą popełniać błędy. Takie, które wyzwolą nas z tego obozu i ucieczka się uda - mówił pan Kazimierz.
"Byłem numerem..."
Piechowski po ucieczce walczył w szeregach AK. Był dwukrotnie ranny. - Byłem ukryty w małej wsi, z której zorganizowano mi wejście do Armii Krajowej - opowiadał. Potem został aresztowany przez komunistyczne władze. - Po wojnie dostałem się do więzienia z wyrokiem równym dziesięć lat. Za to, że należałem do AK. Jestem pokrzywdzony dwa razy. Przez Niemców za to, że byłem harcerzem i przez Ruskich za to, że byłem AK-owcem - mówił.
Ukończył Politechnikę Gdańską. Był autorem wspomnień "Byłem numerem...". W 2015 roku został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Uhonorowany został także nagrodą Kustosza Pamięci Narodowej, którą przyznaje IPN. W 2006 roku znalazł się w grupie byłych więźniów Auschwitz, którzy powitali w byłym obozie pielgrzymującego do tego miejsca papieża Benedykta XVI.
Z żalem informujemy, że zmarł Kazimierz #Piechowski, uciekinier z niemieckiego obozu #Auschwitz, Kustosz Pamięci Narodowej. #GermanDeathCamps #NiemieckieZbrodnie pic.twitter.com/RcRAWDrqJA
— IPN (@ipngovpl) December 15, 2017
"Zapomnieć nie mogę. Nienawidzić? Nie"
Po 55 latach Kazimierz Piechowski ponownie pojawił się w Auschwitz. - Żona mnie namówiła. Wchodzimy na podwórze Bloku Śmierci i wtedy przypomniały mi się te czasy, kiedy woziłem te wszystkie trupy. No i rąbnąłem na ziemię, zatrzęsło mną i leżałem nieprzytomny - relacjonował.
- Zapomnieć nie mogę do końca życia i nie zapomnę, ale nienawidzić? Nie - podkreślał.
Autor: azb//now / Źródło: tvn24