O "równym gościu", "rówieśniku", "biesiadniku" - o Janie Wejchercie - mówił w "Kropce nad i" Marek Kondrat. Wspominał lata znajomości i konkretne dni... Kiedy podróżowali, bawili się, pracowali. - I przez te 15, czy 16 lat ani razu nie dowiedziałem się, że Janek jest chory - mówił.
- Dla mnie to oznacza niesłychany takt. Aby drugiego człowieka sobą nie obarczać - kontynuował aktor. - Ten dzień jest podobny. Tak sobie wybrał, żeby ten mur się zwalił, żeby nim się cały czas nie zajmować - dodał.
Poznali się 40 lat temu
Jan Wejchert i Marek Kondrat poznali się 40 lat temu w Londynie. Obaj pracowali tam fizycznie. Od tamtego czasu ich drogi - nawet jeśli uciekały od siebie - to w różnych momentach krzyżowały się. - Nie wiem jak nazwać tę naszą zażyłość - zastanawiał się w dniu pogrzebu aktor. - To nieważne. Nie chodziło o nazewnictwo - dodawał po chwili.
W czasie wspólnych podróży i "biesiad", o których wspominał Kondrat, wiele razy pojawiał się temat bieżącej polityki i etosu pracy dziennikarza. - On wam stworzył takie warunki, jakie macie - okoliczności do ujawniania swoich talentów. Nawet o waszej windzie, którą dzisiaj tutaj jechałem opowiadał mi kiedyś i z niej też był dumny - wspominał.
"Nie dotykał nikogo"
Marek Kondrat zapamięta zmarłego 31 października prezydenta Grupy ITI jako "gościa równego", ale przede wszystkim jako "gościa", który nie chciał przesadnie zajmować sobą innych i schodził w cień, zostawiając im miejsce. - O innych ludziach myślał zawsze z szacunkiem. Nie dotykał nikogo. Nie naruszał niczyjej autonomii… Pozostawił po sobie uporządkowaną ziemię. Pozostawił wielkie dzieło - wspominał Kondrat.
9 listopada odbył się pogrzeb Jana Wejcherta. W kościele w warszawskim Wilanowie żegnała go rodzina, przyjaciele i współpracownicy. Urna z jego prochami stała złożona w przykościelnej kaplicy. Jan Wejchert od wielu lat walczył z białaczką. Zmarł nagle. Układ odpornościowy nie poradził sobie z sepsą, a infekcja bakteryjna doprowadziła do niewydolności serca.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24