To był jeden z wielu lotów z Finlandii o Estonii. Ale gdy w polskim samolocie zepsuł się silnik, pilot musiał podjąć trudną decyzję - lądujemy na zamarźniętym jeziorze. Życie załogi uratowały zimna krew i wysokie zdolności kapitana samolotu. Oraz konstrukcja mocnego jak forteca An-26.
Lądowanie na zamarzniętym jeziorze to zawsze wielkie ryzyko, mówią specjaliści.
Jeżeli jest to awaria silnika, to trzeba wykonać ciąg czterech - pięciu czynności, które mamy wyćwiczone w taki sposób, że nie myślimy o tym, tylko po prostu je wykonujemy. pilot Dariusz Szpineta, instruktor "Ad Astra"
- Nie wiemy, jaka jest grubość tego lodu, jaka jest jego struktura, czy nie ma nagle jakichś spiętrzeń, przerębli - mówi Bartosz Głowacki ze "Skrzydlatej Polski".
Ale w tym przypadku pilot nie miał wyjścia - awaria silników nie pozwoliłaby dolecieć do lotniska. Przedstawiciel właściciela samolotu, Dariusz Krzowski z firmy Exin podkreśla, że pilot stanął na wysokości zadania.
- Cała procedura odbyła się bardzo bezpiecznie, nikt nie odniósł obrażeń - mówi.
Jak robot
I faktycznie - pilot z zimną krwią wybrał dogodne miejsce, po czym perfekcyjnie wykonał manewr awaryjnego lądowania.
Adrenalina towarzyszy każdemu. To nie jest tak, ze ciśnienie nie skacze, to normalne zjawiska. Tomasz Pietrzak, były pilot wojskowy
- Jeżeli jest to awaria silnika, to trzeba wykonać ciąg czterech - pięciu czynności, które mamy wyćwiczone w taki sposób, że nie myślimy o tym, tylko po prostu je wykonujemy - mówi pilot Dariusz Szpineta, instruktor "Ad Astra".
I choć lądowanie awaryjne jest elementem szkolenia, nie da się przećwiczyć każdej sytuacji. - Szkolenie musiałoby zawierać elementy lądowania na pustyni, na oceanie, na autostradzie - jest to kwestia przypadku - przekonuje Jacek Samecki z Urzędu Lotnictwa Cywilnego.
Samolot jak forteca
Życie załogi uratowała jednak nie tylko zimna krew pilota, ale także mocna konstrukcja samolotu.
I choć nie są na razie znane przyczyny awarii samolotu - te bada specjalna estońska komisja - były pilot An-26, Stefan Weker podkreśla że jest to maszyna wyjątkowo bezawaryjna.
- Jest to samolot wielozadaniowy, wszechstronny. Nigdy nie słyszałem, żeby w tym samolocie cokolwiek nawaliło - mówi. Przekonując, że An-26 może lądować (bez podwozia) nawet na betonie, trawie czy pustyni.
Awarie An-26 oczywiście się zdarzały, ale było ich niewiele. A samoloty An-26 latają już od 4 dekad.
- Na 1400 samolotów, 100 wypadków, to chyba nie jest zatrważająca statystyka - przekonuje Głowacki.
Polski Antonow 26 należący do firmy Exin lądował awaryjnie 18 stycznia na zamarzniętym jeziorze Ulemiste w Estonii. W piątek wieczorem maszyna została wyciągnięta z jeziora.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24