- Hamowałem procesy walki, bo nie chciałem wykrwawiać najlepszych ludzi - zeznał Lech Wałęsa podczas procesu ws. masakry robotników Wybrzeża w grudniu 1970 r. Jak mówił były prezydent przed Sądem Okręgowym w Warszawie, niektórzy niezorientowani mogli uznać, że pomaga on "staremu systemowi", ale on "zachowywał się racjonalnie i ostrożnie".
Wałęsa mówiąc o 1970 roku powiedział, że ma "sprzeczne uczucia, jak rozliczać". - Kto może powiedzieć, kto w jakiej kategorii ma odpowiadać (...). Ja bym chciał rozliczenia całości - oświadczył.
Zaznaczył, że pierwszoplanową sprawą byłoby rozliczenie "głowy tamtego systemu", którą był ZSRR i komunizm, potem "ramienia", czyli ludzi, którzy wykonywali polecenia głowy, a na końcu "tych, którzy strzelali".
"Mój charakter nie pozwalał na bijatyki"
- Hamowałem procesy walki, bo nie chciałem wykrwawiać najlepszych ludzi - powiedział Wałęsa. Dodał, że niektórzy niezorientowani mogli uznać, ze pomaga on "staremu systemowi", ale on "zachowywał się racjonalnie i ostrożnie". - Nie byłoby pokojowego zwycięstwa bez tamtych doświadczeń - ocenił.
Były prezydent zeznał, że w 1970 r. mogło dojść do prowokacji władz (w związku z wprowadzoną przez rząd PRL znaczną podwyżką cen artykułów spożywczych krótko przed Świętami Bożego Narodzenia - red.). - Mój charakter nie pozwalał na bijatyki. Hamowałem to będąc na demonstracjach - dodał.
Mój charakter nie pozwalał na bijatyki. Hamowałem to będąc w demonstracjach. Lech Wałęsa
Podkreślił, że dyrektor gdańskiej stoczni mówił delegatom robotników, w tym Wałęsie, żeby zrobili oni wszystko, by stoczniowcy nie wyszli na ulice. Ale nikt nikogo nie słuchał - oświadczył Wałęsa.
Wałęsa i MO
Wałęsa zeznał, że podczas demonstracji w Gdańsku udało mu się wejść do komendy MO, by negocjować zwolnienie aresztowanych stoczniowców i nieatakowanie manifestantów. Według Wałęsy, "komendant się zgodził, ale nie zdążył wydać rozkazu". Gdy wbrew obietnicom, MO zaatakowała jednak manifestantów, pod adresem Wałęsy, który mówił im o zgodzie komendanta, padły okrzyki "zdrajca".
Wałęsa zaznaczył przy tym, że koledzy sądzili, że został on wtedy zabity przez MO. Tymczasem udało mu się wrócić do stoczni, gdzie wszedł do składu komitetu strajkowego. Zdaniem Wałęsy, władze rozbijały jedność stoczniowców.
Dodał, że wtedy "dwóch ludzi" zabrało go na rozmowę do gabinetu dyrektora. Powiedziano mu, że nie może wejść do komitetu, ale on "nie dał się zastraszyć".
Proces ruszył od nowa
W grudniu 1970 r. rząd PRL ogłosił drastyczne podwyżki cen na artykuły spożywcze, co wywołało demonstracje na Wybrzeżu. Według oficjalnych danych na ulicach Gdańska, Gdyni, Szczecina i Elbląga od strzałów milicji i wojska zginęły 44 osoby, a ponad 1160 zostało rannych. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności.
Postępowanie przed Sądem Okręgowym w Warszawie ws. grudnia '70 toczy się ponownie od początku lipca. W maju - po 10 latach rozpraw sprawa przed stołecznym sądem musiała zostać przerwana z powodu śmierci ławnika.
Ponowny proces jest już prowadzony bez głównego oskarżonego, byłego ministra obrony gen. Wojciecha Jaruzelskiego. Sprawa Jaruzelskiego, który leczy się onkologicznie, została początkowo wyłączona, a w połowie lipca zawieszona z powodu złego stanu zdrowia generała.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24