Wyborcy w sondażach uparcie ignorują Stronnictwo Demokratyczne, ale w samej partii wrze. Grupa zawieszonych członków chce na kongresie 21 listopada dokonać zamachu stanu i odwołać szefa, Pawła Piskorskiego. - Nie chcemy go, okazał się absolutnie nieuczciwy i nierzetelny - stwierdził wiceprzewodniczący SD Jan Klimek.
Paweł Piskorski miał być nadzieją na powrót Stronnictwa Demokratycznego, od lat partii wyłącznie kanapowej, do dawnej świetności. Jednak seria decyzji, zwłaszcza personalnych, sprawiła, że starzy działacze mają go juz dość. - Czuję się trochę głupio, bo byłem osobą, która Pawła Piskorskiego rekomendowała. Po ośmiu miesiącach zdecydowałem się powiedzieć mu NIE - stwierdził Klimek.
I przyznał - dość poniewczasie - że uważa, iż "taki polityk jak Paweł Piskorski nie powinien znaleźć się w polityce". - To jest obrażające dla społeczeństwa polskiego, że ludzie z taką przeszłością i tak niecnymi zamiarami potrafią w tej polityce działać i są bezkarni. Nie chcemy w SD Pawła Piskorskiego, który okazał się absolutnie nieuczciwy i nierzetelny - mówił dziennikarzom były promotor aktualnego szefa SD.
Kongres, kontrkongres i (nie)legalne decyzje
Dlatego też 20-osobowa grupa niedawno zawieszonych przez Piskorskiego członków Stronnictwa Demokratycznego z południowej Polski spotkała się w sobotę w Katowicach, by przygotować zapowiadany na 21 listopada nadzwyczajny kongres SD, podczas którego zamierzają wymienić władze.
Kongres z 4 listopada, na który sami nie zostali zaproszenie, uznali za nielegalny. Na tym spotkaniu zwołani przez Piskorskiego działacze wybrali nowe władze.
Zebrani w sobotę w Katowicach delegaci przekonywali, że kongres z 4 listopada był złamaniem zasady demokracji - nie uczestniczyła w nim bowiem wymagana liczba delegatów (20 ze 108) Piskorski tłumaczył, że na kongres nie zaproszono ponad 60 delegatów, ponieważ część z nich jest zawieszona w prawach członka SD, a wobec innych prowadzone są postępowania przed sądem koleżeńskim.
kaw/sk
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24