Wrak samolotu rozbitego pod Smoleńskiem jeszcze długo będzie dowodem w śledztwie. Jednakże po jego zakończeniu, zgodnie z przyjętą praktyką, zostałby przeznaczony na złom. Od takiego losu chcą go uchronić liczne instytucje.
Nie jest jeszcze do końca pewne czy szczątki rządowego tupolewa w ogóle trafią do Polski, ostateczna decyzja zależy od śledczych. Muszą oni w końcowym raporcie określić co ma się stać z wrakiem.
Wrak eksponatem muzealnym?
Z pierwszą inicjatywą wystąpił dyrektor Muzeum Historii Polski, Robert Kostro, który wysłał oficjalne pismo do Ministra Obrony Narodowej z prośbą o zabezpieczenie i przekazanie szczątek samolotu do muzeum.
- To nie powinno zostać rozproszone ani gdzieś wyrzucone - mówi - ta katastrofa musi znaleźć swoje miejsce na ekspozycji.
Część szczątków tupolewa chciałoby dodać do swoich zbiorów także Muzeum Lotnictwa Polskiego. Chodzi o jakiś wyraźny fragment samolotu, jak część skrzydła lub statecznika poziomego, który mógłby stać się częścią pomnika upamiętniającego wypadek.
Tak udało się zrobić z fragmentem Casy rozbitej w Mirosławcu. Fragment statecznika pionowego stał się pomnikiem ustawionym na miejscu tragedii, chociaż śledztwo oficjalnie nadal trwa, a reszta wraku spoczywa w hangarze na lotnisku.
Zawsze zdarzają się patologie związane z miejscem wypadku
Jak twierdzi Krzysztof Radwan, dyrektor Muzeum Lotnictwa Polskiego, pospiech i dokładność jest niezbędna przy zabezpieczaniu miejsca upadku samolotu, ponieważ zawsze pojawią się patologie. Łatwiej jest, kiedy do tragedii dojdzie na terenie wojskowym i będzie to samolot wojskowy, ponieważ łatwiej odgrodzić i pilnować miejsca wypadku. Tak jak było to w przypadku Casy i Bryzy.
Wraki rozbitych samolotów w większości trafiają na złom
Po dokonaniu wszystkich możliwych ocen i analiz szczątki są złomowane, kiedy na nic więcej już się nie przydadzą. Tak dzieje się najczęściej z samolotami cywilnymi, wojskowe trafiają do Agencji Mienia Wojskowego, która decyduje o dalszym ich losie.
Na przykład resztki śmigłowca MI-8, który uległ wypadkowi z premierem Millerem na pokładzie, częściowo trafiły na złomowisko, a częściowo do szkół dla celów dydaktycznych.
Jak wyjaśnia dr inż Tomasz Szulc z Politechniki Wrocławskiej, bardzo przydatna jest możliwość zobaczenia jak wygląda silnik samolotu, o którym stwierdzono, że do jego wnętrza wpadł ptak, i dzięki temu takie fragmenty konstrukcji samolotów przez 10-lecia możliwe do obejrzenia. Potem zdarza się, że trafiają do muzeów.
Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24