Mimo deklaracji szefa MSZ Radosława Sikorskiego i polskich liderów w europarlamencie o konieczności umożliwienia Ukraińcom podróżowania po Europie bez wiz, w najbliższym czasie nie będzie żadnych "gestów", które mogłyby to przyspieszyć. Obywatele Ukrainy nadal będą musieli przechodzić długą procedurę i płacić za wydanie wizy od kilkudziesięciu do ponad stu - w przypadku korzystania z usług pośredników - euro. - W tej sprawie nic się nie zmienia. Polska niewiele może już zrobić - tłumaczy w rozmowie z tvn24.pl rzecznik MSZ Marcin Wojciechowski.
- Wprowadzenie ruchu bezwizowego miałoby silną wymowę. Oferta ruchu bezwizowego leży na stole. Ukraina musi wypełnić minimalne standardy techniczne. (...) Bez tego ministrowie spraw wewnętrznych UE nie mogą zgodzić się na ten ruch - mówił pod koniec stycznia minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w rozmowie z Polską Agencją Prasową.
Żadnych gestów. Wizy bez zmian
Na początku grudnia, odpowiadając na apele części polskich europosłów - m.in. Jerzego Buzka i Pawła Kowala - deklarował, że "Polska jest za zwolnieniem Ukraińców z wiz" pod warunkiem "reformatorskich działań tamtejszego rządu". Zmiana sytuacji politycznej u naszych sąsiadów nie doprowadzi jednak do tego, że "proces ułatwiania" ukraińskim obywatelom podróżowania po Europie nabierze tempa. - Nie należy spodziewać się w tym zakresie żadnych gestów. W tej sprawie nic się nie zmienia i Polska niewiele może już zrobić - twierdzi rzecznik resortu Marcin Wojciechowski.
Chodzi o to, że Ukraina - aby przejść przez ścieżkę znoszenia wiz dla jej obywateli, na której jest zresztą od kilku lat - musi wypełnić szereg unijnych warunków. Unia określiła je szczegółowo przyjmując w połowie ubiegłego roku rekomendację Rady UE w sprawie ułatwień wizowych dla Ukrainy oraz Mołdawii (chodzi między innymi o zawarcie umowy w sprawie readmisji, posiadanie bazy wydanych paszportów i paszportów biometrycznych).
Już wtedy jednak część przedstawicieli europarlamentu mówiła między wierszami, że bardzo wiele zależy też od politycznych ruchów ówczesnych władz Ukrainy, m.in. od decyzji ws. osadzonej w więzieniu Julii Tymoszenko.
Niektórzy szli dalej. Jeden ze sprawozdawców projektu - Claude Moraes z Europejskiej Partii Pracy - mówił na przykład, że "zanim dalsza liberalizacja będzie mogła mieć miejsce", chciałby widzieć zmiany w kraju w obrębie m.in. praw lesbijek i gejów oraz "rządów prawa i demokracji".
- Ostatnie wydarzenia na Ukrainie nie będą miały większego znaczenia dla ewentualnego przyspieszenia ruchu bezwizowego dla obywateli Ukrainy. Kryteria unijne są bardzo konkretne. Popieramy ukraińskie starania, ale bez wypełniania regulacji zniesienie wiz nie będzie możliwe - mówi jednak rzecznik MSZ.
Proces długi jak kolejka we Lwowie
Oznacza to, że proces ubiegania się o wizę do krajów grupy Schengen pozostanie w najbliższym czasie dla Ukraińców taki sam, jak dotychczas. A nie jest to proces, który przebiega sprawnie.
Kilometrowe kolejki przed polskim konsulatem we Lwowie przez lata urastały do rangi horroru. Podobnie jak działalność komitetów kolejkowych, tajemniczych pośredników, budek z jedzeniem i innych. Konsulat we Lwowie obsługiwał dziennie ok. dwóch tysięcy interesantów i wydawał 300 tys. wiz rocznie.
Sytuację zmienić miało wprowadzenie w sierpniu 2011 r. "outsourcingu wizowego", który przeniósł większość ukraińskich obywateli starających się o wizy do tzw. Punktów Przyjmowania Wniosków Wizowych. Dzisiaj jest ich 17.
Czas oczekiwania na wizę wcale jednak nie skrócił się tak bardzo, jak można było się spodziewać a - obok działających w szarej strefie pośredników gwarantujących skuteczność działań - pojawiły się nowe problemy, na przykład dodatkowe opłaty "za usługę" (18,5 euro od wniosku), które do dzisiaj spotykają się z powszechną irytacją Ukraińców.
Niewiele zmieniło w powszechnym odbiorze także to, że wcześniej Polska obniżyła ceny wiz dla obywateli Ukrainy, a w połowie 2012 r. zniosła opłaty za wydawanie długoterminowych wiz krajowych, dotyczących pobytów powyżej 90 dni a poniżej roku. Przed przystąpieniem Polski do układu z Schengen w grudniu 2007 r. wizy dla obywateli Ukrainy były bezpłatne, a do końca czerwca 2003 r. między krajami obowiązywał ruch bezwizowy.
Dziś opłata 35 euro (plus usługa) dotyczy nie tylko "wiz Schengen", ale także wszystkich tranzytów - także tranzytu lotniczego. "Ekspresowe" załatwienie wizy Schengen to koszt 70 euro.
Mimo to polskie placówki pozostają najczęściej odwiedzanymi przez Ukraińców chcących wyjechać do krajów Unii. W 2011 roku wydały one obywatelom Ukrainy około 570 tysięcy wiz (ok. 200 tysięcy stanowiły wizy typu D, a więc krajowe-długoterminowe). Liczba odmów wizowych stanowiła ok. 2 procent wszystkich złożonych wniosków.
Dziś, według zapewnień Radosława Sikorskiego, jest to ok. 1 proc. a wiz schengeńskich wydaje się ok. 650 tys. - To ponad połowa wszystkich wiz schengeńskich wydawanych nad Dnieprem. Praktycznie każdy Ukrainiec, który chce otrzymać wizę, dostaje ją - powtarza szef MSZ.
Brak wizy jak pomost
Według opublikowanej we wtorek przez Ośrodek Studiów Wschodnich analizy dotyczącej "perspektyw migracji Ukraińców do UE" "ewentualne zniesienie przez kraje Schengen obowiązku posiadania przez obywateli Ukrainy wiz krótkoterminowych nie powinno wpłynąć na radykalne zwiększenie liczby Ukraińców decydujących się na migrację do UE".
W ocenie ekspertów OSW, zawartej w jednej z wcześniejszych publikacji (z czerwca 2012 r.) wprowadzenie ruchu bezwizowego leży w interesie Polski ponieważ jego perspektywa "mogłaby przyczynić się do nadania Partnerstwu Wschodniemu bardziej dynamicznego charakteru, co stanowiłoby pomost z Partnerstwem dla Modernizacji skierowanym do Rosji".
Analogicznie, ewentualne zniesienie przez kraje Schengen obowiązku posiadania przez obywateli Ukrainy wiz krótkoterminowych (uprawniających do pobytu do 90 dni w ciągu 180 dni) nie powinno wpłynąć na radykalne zwiększenie liczby Ukraińców decydujących się na migrację do UE.
Autor: ŁOs/tr / Źródło: tvn24.pl