Kontrola Narodowego Funduszu Zdrowia w skierniewickim punkcie nocnej i świątecznej pomocy medycznej wykazała "rażące nieprawidłowści" - poinformowała dyrektorka łódzkiego NFZ-u. Zamiast trzech lekarzy dyżurował tam jeden. Najprawdopdobniej umowa z tym podmiotem będzie rozwiązana w trybie natychmiastowym. Trwa kontrola w pogotowiu. Dzisiaj prokuratura przesłuchała także kolejne osoby w związku ze śmiercią 2,5-letniej Dominiki.
Kontrola NFZ-u wykazała, że w punkcie nocnej i świątecznej pomocy medycznej "były rażące nieprawidłowości, co stanowiło zagrożenie dla zdrowia i życia pacjenta."
- Z danych w dokumentacji medycznej wynika, że w dni robocze świadczenia udzielane były przez jednego lekarza, natomiast w soboty i niedziele przez dwóch lekarzy (w tym pediatrę). Świadczeniodawca oświadczył także, że w dni robocze świadczenia udzielane były przez jedną pielęgniarkę, natomiast w soboty i niedziele przez dwie. Jest to rażące naruszenie warunków umowy z ŁOW NFZ, zgodnie z którą świadczeń codziennie powinny udzielać trzy zespoły złożone z lekarza i pielęgniarki. Zgodnie z harmonogramem pracy świadczeń powinien udzielać w lutym lekarz, który, zgodnie z dokumentacją medyczną, tych świadczeń nie udzielał - czytamy w oświadczeniu NFZ.
NFZ przygotował protokół pokontrolny, do którego w ciągu siedmiu dni ma się ustosunkować świadczeniodawca.
- W najostrzejszym wypadku, a prawdopodobnie tak będzie, rozwiążemy w trybie natychmiastowym umowę z tym świadczeniodawcą - poinformowała Jolanta Kręcka, dyrektorka łódzkiego oddziału NFZ.
Jak dodała, rozwiązanie umowy z tym podmiotem, łączy się z podpisaniem umowy z nowym świadczeniodawcą, który zabezpieczy pomoc dla mieszkańców powiatu skierniewickiego
Kręcka wyjaśniła także, jakie warunki musi spełniać lekarz, który pełni dyżur w punkcie nocnej i świątecznej pomocy medycznej. - Najbardziej preferowani są lekarze rodzinni (...). W tm podmiocie były również dyżury lekarzy pediatrów. Jeżeli mamy zakontraktowane trzy zespoły, to preferujemy, żeby przynajmniej jeden zespół był obsadzony przez lekarza pediatrę - wyjaśniła.
Na pytanie, jak możliwe, ze kobiecie konsultacji telefonicznej udzielał lekarz bez specjalizacji, odpowiedziała: - Lekarz pediatra był w harmonogramie wykazany, ale nie jako jedyny. W liście było jeszcze dwóch lekarzy i dwie pielęgniarki, którzy nie byli jednak obecni.
Nie pierwsza kontrola
To nie pierwsza kontrola, jaka była prowadzona w skierniewickiej placówce. Pierwsza odbyła się w 2011 r. Wówczas NFZ wskazał pewne nieprawidłowości, ale po kolejnej kontroli jego zalecenia zostały spełnione. - Chodziło o brak zgodności między harmonogramem personelu lekarskiego i pielęgniarskiego a faktycznymi zespołami, które dyżurowały - wyjaśniła dyrektorka NFZ-u.
Co z pogotowiem?
Trwają kontrole NFZ-u w Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego (WSRM) w Łodzi.
- Potrzebujemy na to więcej czasu, bo równolegle prowadzone są czynności prokuratorskie. Kontrolę prowadzi także wojewoda - wyjaśniła Kręcka. Jak dodała, "dotychczas nie stwierdzono rażących naruszeń obowiązywania umowy".
Kontrola w WSRM zakończy się w przyszłym tygodniu.
Przesłuchania w prokuraturze
We wtorek w prokuraturze przesłuchano kolejne osoby związane ze sprawą 2,5-latki. Zeznawali m.in. ratownicy medyczni, udzielający pomocy dziewczynce i dwaj współwłaściciele ambulatorium nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej w Skierniewicach.
Jak powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury okręgowej Krzysztof Kopania, z relacji właścicieli ambulatorium wynika, że zgodnie z kontraktem zawartym z NFZ zobowiązani byli do zapewnienia opieki w godzinach nocnych oraz w weekendy i święta ze strony trzech lekarzy i trzech pielęgniarek. Ze względu jednak na małą liczbę pacjentów - jak wynika z zeznań - stosowana była praktyka, że w tygodniu na terenie placówki obecny jest jeden lekarz i pielęgniarka, pozostali dyżurują "pod telefonem". Natomiast w weekendy, kiedy pacjentów jest więcej, dyżuruje dwóch lekarzy w placówce, a jeden jest "pod telefonem". Składający zeznania przyznali, że do ich obowiązków należą też wizyty u pacjenta, jeżeli nie jest on w stanie sam dotrzeć do placówki. Z zeznań wynika, że jeżeli lekarz jedzie do pacjenta i uzna, że wymaga on leczenia szpitalnego, jego obowiązkiem jest przewiezienie pacjenta do szpitala. - Natomiast - jak twierdzą - nie są w stanie podjąć działań ratujących życie, bo lekarze nie mają przy sobie odpowiedniego sprzętu - relacjonował rzecznik prokuratury. Według prokuratury właściciele ambulatorium twierdzą, że w każdym przypadku decyzję co do wizyty lekarskiej podejmuje dyżurujący lekarz. W ich ocenie, w tym przypadku była to decyzja lekarza, który rozmawiał z matką dziewczynki. - Posiadamy kontrakt placówki z NFZ, będziemy go analizować, w tym zakresie zamierzamy przesłuchać przedstawicieli Funduszu. Na razie nie sposób przesadzać, czy ta praktyka mogła mieć wpływ na bieg wydarzeń krytycznej nocy - dodał prokurator. Według prokuratury, z zeznań jednego z ratowników medycznych wynika, że kiedy pierwsza karetka dotarła na miejsce, okazało się, że ambulans uległ awarii i kierowca nie był w stanie uruchomić silnika. Awarię zgłoszono i niebawem przyjechała karetka specjalistyczna z lekarzem. Na środę zaplanowano przesłuchania przedstawicieli szpitala im. Konopnickiej w Łodzi, do którego w krytycznym stanie trafiła dziewczynka.
Śledztwo prokuratury
Prokuratura od piątku prowadzi śledztwo ws. nieumyślnego spowodowania śmierci 2,5-letniej dziewczynki, która tydzień temu trafiła w stanie krytycznym do szpitala im. Marii Konopnickiej w Łodzi; karetka pogotowia do dziecka przyjechała dopiero za drugim razem. Wcześniej przyjazdu odmówił też lekarz nocnej i świątecznej pomocy. Według lekarzy z łódzkiego szpitala, gdyby dziecko trafiło wcześniej do szpitala, byłyby zdecydowanie większe szanse na jego uratowanie. W śledztwie zabezpieczono m.in. treść dwóch rozmów prowadzonych przez matkę dziecka z WSRM w Łodzi. Według prokuratury z pierwszej rozmowy przeprowadzonej w poprzednią niedzielę ok. godz. 22 wynika, że matka szczegółowo informowała dyspozytora o stanie dziecka. Mówiła m.in., że dziewczynka od poprzedniego dnia gorączkuje (w trakcie rozmowy miała 39 st. C, wcześniej temperatura dochodziła do 42 st. C), a od trzech godzin ma biegunkę, dreszcze i drgawki. Kobieta podała też informację, że dziecko jest pod opieką neurologa. W odpowiedzi dyspozytor - według prokuratury - podał matce dziecka telefon do poradni świadczącej nocną i świąteczną pomoc medyczną w Skierniewicach z informacją, że jak tam zadzwoni, to do dziecka przyjedzie lekarz.
Drugi telefon na pogotowie
Z ustaleń prokuratury wynika, że kobieta skontaktowała się z lekarzem nocnej pomocy i - jak wynika z jej zeznań - przekazała mu informacje zbliżone do udzielonych pogotowiu. Lekarz zalecił leczenie objawowe dziecka i ponowny kontakt z placówką, gdyby stan zdrowia się pogorszył, bądź skontaktowanie się z pogotowiem ratunkowym. Matka dziecka ponownie zadzwoniła na pogotowie po godz. 2.30 w nocy. Początkowo wysłana została karetka podstawowa. Z dokumentacji wynika, że pierwszy zespół przygotował dziecko do transportu, ale w tym czasie u dziewczynki nastąpiła niewydolność oddechowa. Wezwano karetkę specjalistyczną ze Skierniewic, która przewiozła dziecko do szpitala w Łodzi.
Dziecko zostało przyjęte do szpitala o godz. 5.30. Zdecydowano o przewiezieniu dziewczynki do placówki w Łodzi, ponieważ znajduje się w niej odział intensywnej opieki medycznej, którego nie ma w szpitalu w Skierniewicach. W między czasie łódzkie pogotowie sprawdzało, czy można dziecko przetransportować śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, ale otrzymało negatywną odpowiedź z powodu złych warunków atmosferycznych. Przewiezione w stanie krytycznym dziecko zmarło w ub. środę. Rodzice w swoich zeznaniach opisali także niedzielną wizytę w poradni świadczącej nocną i świąteczną pomoc medyczną. Zeznali, że opisali lekarzowi, iż dziecko ma drgawki, że przeszło diagnostykę w tym zakresie. Twierdzą, że lekarz rozpoznał jedynie przeziębienie i nie zapoznawał się z dokumentacją medyczną, nie widział podstaw do hospitalizacji. Dziecko chorowało od końca stycznia i przyjmowało antybiotyki. Według prokuratury konieczne będzie przeanalizowanie sposobu leczenia dziecka w całym tym okresie. Kontrolę po śmierci dziewczynki zleciło Ministerstwo Zdrowia, a rzeczniczka praw pacjenta wszczęła postępowanie wyjaśniające.
Autor: nsz, db/bgr,iga,jaś/k / Źródło: TVN24, RMF FM
Źródło zdjęcia głównego: TVN 24 | Grzegorz Michałowski