- Jeśli nie zagramy w Poznaniu, to zagramy w Nowym Jorku czy San Francisco. Trudno - tak decyzję o odwołaniu koncertu w stolicy Wielkopolski skomentował Adam "Nergal" Darski. Gość "Kropki nad i" tłumaczył, że ci, którzy protestują przeciwko muzyce zespołu Behemoth, tak naprawdę nie znają jego twórczości. A - jak zauważył Nergal - jest ona bliska chrześcijaństwu. - Czytuję Biblię. Bardzo mnie inspiruje. My byśmy bez tej książki nie istnieli - powiedział.
"Z przykrością muszę zakomunikować, że 6 października zespół (Behemoth- red.) nie zagra w klubie Eskulap" - to wpis Adama "Nergala" Darskiego na jednym z portali społecznościowych. Decyzję o odwołaniu koncertu podjął rektor Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu. Uzasadnił, że istnieje ryzyko starcia fanów zespołu z uczestnikami protestu religijnego.
"Zgramy Nowym Jorku. Trudno"
- Na szczęście nie jestem artystą skazanym na rynek polski. Choć jest on dla mnie ważny - podkreślił Adam "Nergal" Darski. - To jeden odwołany koncert. Jeden z dziewięciu. Bilans nie jest zły. Ale jeśli nie zagramy w Poznaniu, to zagramy w Tokio, Nowym Jorku czy San Francisco. Trudno - dodał.
"Nergal" podkreślił, że ci, którzy protestują przeciwko koncertom zespołu Behemoth, nie znają jego twórczości. - Oni są odgórnie sterowani - ocenił, zaznaczając, że muzycy nie łamią prawa. - Jesteśmy artystami. To chyba oczywiste - mówił.
Jednocześnie przypomniał, jakie intencje ma jako artysta. - Jestem absolutnie świadom tego, czym jest moja sztuka i do czego ma inspirować. Przekaz jest niezmienny od 20 lat: myślcie i decydujcie za siebie. Samodzielnie. Nie ufajcie nikomu. Nawet mnie oczywiście - wyznał.
Fascynujący Szatan
Na zarzut, że jest wyznawcą Szatana, muzyk wyjaśnił swoją fascynację tą postacią. - Szatan jest jednym z najbardziej wyrazistych i charakterystycznych archetypów wymyślonych przez człowieka. To fascynująca postać literacka. U Baudelaire'a, Przybyszewskiego, Miltona. Ale narodziny miała w Biblii i jest niesłusznie demonizowana przez chrześcijaństwo - wyjaśnił Nergal. - Ale Kościół zawsze musiał mieć wroga. I straszył nim ludzi. Tak się dzieje do dzisiaj - ocenił.
Wspomniana Biblia wywołała temat sprawy, jaka toczyła się przeciwko "Nergalowi" w związku z podarciem przez niego Pisma Świętego podczas koncertu. Ostatecznie muzyk został uniewinniony w procesie o obrazę uczuć religijnych.
"Nie spłynęło na mnie światło objawienia"
- Czytuję Biblię. I bardzo mnie inspiruje. Ci, którzy znają naszą twórczość, wiedzą, że wątków biblijnych jest bardzo dużo. My byśmy bez tej książki nie istnieli - zaczął. Po czym tłumaczył, że koncert, podczas którego podarł Biblię, to był "kontekst" dla aktu teatralnego. - Jest to jeden z atrybutów, potrzebnych, by dokonać spektaklu. Na tej samej zasadzie co w filmie "Szybcy i wściekli" zostały zniszczone 74 samochody - porównał.
"Nergal" podkreślił, że czerpie inspirację z pisma chrześcijańskiego, ale chrześcijaninem nie jest. - Kilka lat temu dokonałem aktu apostazji. Na swoje szczęście nie jestem częścią tej społeczności - mówił. Do Boga, jak sam przyznał, nie zbliżyła go także choroba - białaczka, z którą walczył pół roku.
- Bóg jest dla mnie zawsze punktem wyjścia. I zawsze o nim myślałem tak samo. Nawet kiedy byłem chory. Nawet w najgorszych momentach choroby, gdy chodziłem na czworaka, to nie doświadczyłem żadnego duchowego ukojenia. Nie spłynęło na mnie światło objawienia - podkreślił.
Autor: jl/kka/kwoj / Źródło: tvn24