Nawałnica, która przeszła nad Pomorzem w nocy z piątku na sobotę, spowodowała największe zniszczenia w powiecie chojnickim. Na terenie tego powiatu zginęły cztery osoby, w tym dwoje nastolatków, a ponad 20 zostało rannych. Zarządzono ewakuację dwóch obozów namiotowych. Na nagraniach z miejscowości Suszek widać ogrom zniszczeń.
Obóz harcerski w Suszku został zniszczony i odcięty od świata przez tarasujące drogi drzewa w nocy z piątku na sobotę w wyniku gwałtownych burz i wiatrów, jakie przeszły nad Pomorzem. Zginęły tam dwie uczestniczki obozu, które miały 13 i 14 lat. Zmarły w wyniku obrażeń doznanych w efekcie nawałnicy: przynajmniej jedną z nich przygniotło drzewo, które upadło na namiot.
Śmierć poniosły też dwie inne osoby - kobieta, która zginęła w Konarzynach (powiat chojnicki) w efekcie uszkodzenia budynku przez powalone silnym wiatrem drzewo oraz nocujący w namiocie w miejscowości Swornegacie (również powiat chojnicki) mężczyzna, którego zabiło padające drzewo.
"Było raz czarno, raz biało"
Straty materialne ponieśli mieszkańcy okolicznych wsi.
- Stodoła jest zrównana, 80 ton wymłóconego w tym roku zboża jest mokre, bydło ucierpiało: mamy 45 sztuk bydła i 200 świń, ratowaliśmy je w nocy, nie mamy dla nich paszy - powiedziała mieszkanka pobliskiej wsi Sterny. - Nie ma żadnej pomocy, od nikogo. Do nikogo nie można się dodzwonić, do żadnej straży pożarnej też się nie da, nie ma plandek. Dom jest zalany, całe gospodarstwo jest zrujnowane - dodaje.
- Nie było świata widać. Było raz czarno, raz biało, w okna zaczęło walić - relacjonuje mieszkanka Stern.
"Zdaliśmy sobie sprawę z tragedii"
Kobieta, która była świadkiem nawałnicy, stwierdziła, że "deszcz zaczął tak padać, jakby ktoś z hydrantu na samochód z góry lał".
- O dwudziestej pierwszej zaczęła się straszliwa burza, nawałnica - opowiada inna kobieta. - Siedzieliśmy w środku, nie było możliwości sprawdzić, co się dzieje na zewnątrz. Jak przestało padać i przyszli do nas strażacy, zdaliśmy sobie sprawę z tragedii i koszmaru, który tu się wydarzył - relacjonuje.
Jeden z mieszkańców, który próbował wrócić do domu, tak zapamiętał tę noc: - Zjechałem z trasy, schowałem się za domami i widziałem, jak się to zaczyna dziać. Mnie to nie dotknęło, bo nie puściłem się na trasę, i całe szczęście - stwierdził. - Próbowałem pojechać, ale nie dałem rady. Już tu droga była całkowicie zablokowana, drzewa powalone, nie było możliwości kontynuowania jazdy. Utknęliśmy tu, byliśmy od dwudziestej drugiej do teraz - dodał.
Autor: mart/tr / Źródło: TVN 24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24