- Szansa na powrót do szkół jest zawsze, pytanie, jakie jest realne prawdopodobieństwo, że stanie się to w tym roku - mówią związkowcy. W ten sposób odnoszą się do wypowiedzi ministra edukacji Przemysława Czarnka, że jest szansa na powrót do szkół już po 29 listopada.
Aktualnie zajęcia w szkołach zawieszone są do 29 listopada. Lekcje zdalne mają wszyscy uczniowie szkół podstawowych i ponadpodstawowych, czyli ponad 4,5 miliona osób.
W czwartek 12 listopada minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek w Radiu Wnet był pytany o dalsze losy zdalnej edukacji. - Liczymy, że przez te blisko trzy tygodnie będziemy mieli sytuację opanowaną w tym sensie, że ta krzywa zachorowań zostanie wypłaszczona, że nie będzie zwiększonej liczby dziennych zarażeń, bo to wszystko jest z sobą powiązane - odpowiedział minister. I dodał: - Chodzi o życie i zdrowie Polaków. To jest wartość najważniejsza.
Czarnek stwierdził, że jest szansa "po 29 listopada przynajmniej stopniowo wracać do szkół".
Wcześniej minister nie był takim optymistą
Jeszcze 27 października, gdy do szkół wciąż normalnie chodzili uczniowie klas 1-3, a stacjonarne zajęcia pozostałych uczniów były formalnie zawieszone do 8 listopada, minister Czarnek nie był tak optymistyczny. Wtedy pytany o powrót do szkół starszych uczniów mówił: - Nie wiemy tego. Nikt w Polsce, nikt w Europie, nikt na świecie nie wie, jak będzie się rozwijać pandemia.
Równocześnie Czarnek zaznaczał wtedy, że pierwsi na stacjonarne zajęcia będą wracać ci, którzy mają egzaminy zewnętrzne - ósmoklasiści, maturzyści, uczniowie szkół branżowych.
- Mamy nadzieję, że część uczniów będzie mogła wrócić i uczyć się stacjonarnie - mówił wówczas. Ale ten scenariusz się nie sprawdził i od 9 listopada do domów odesłane zostały również dzieci z edukacji wczesnoszkolnej.
Minister zamiast o przedszkolach mówi o papieżu
- Nawet kilka dni temu minister mówił jeszcze, że nie wiadomo, czy tej przerwy od normalnej nauki nie trzeba będzie wydłużyć, więc skąd ta nagła zmiana? - zastanawia się dr Iga Kazimierczyk z Fundacji Przestrzeń dla Edukacji. - Czy ministerstwo ma jakieś dane, o których nie wiemy? Jakieś strategie walki z pandemią, które opracowało? Jakiś magiczny sposób na poprawę warunków pracy w szkołach - dopytuje.
I przypomina, że wciąż normalnie pracują przedszkola, w których uczy się ponad milion dzieci. - Rząd na razie nie opracował żadnego wsparcia dla pracujących tam nauczycieli, a już mówimy o wracaniu do nauki w szkołach, co wydaje się kuriozalne - mówi Kazimierczyk. I dodaje: - Słucham w mediach ekspertów, którzy mówią o tym, że pandemia wymknęła się nam spod kontroli i ministra edukacji, który zamiast o tym, mówi o gender, lekcjach patriotyzmu i lekturze Jana Pawła II. Mam wrażenie, że zajmuje się problemami oświaty, które sam tworzy.
Jakie jest prawdopodobieństwo?
- Szanse mamy zawsze, pytanie tylko, jakie jest prawdopodobieństwo powrotu do szkół już 29 listopada - komentuje Sławomir Wittkowicz z Forum Związków Zawodowych. - Patrząc na liczby i słuchając tego, co mówią nauczyciele, obawiam się, że zdalna nauka potrwa do końca roku. Inną sprawą jest, że trudno wyobrazić sobie powrót do szkół w grudniu, na chwilę, bo zaraz będzie przerwa świąteczna - dodaje.
Zdaniem Wittkowicza rząd już powinien pracować nad strategią edukacyjną na nowy rok. - Wtedy zaczną się ferie, na które młodzież w Polsce chodzi turnusami. Czy to będzie bezpieczne? Czy będziemy wtedy dalej gotowi na zdalną edukację? - zastanawia się. I dodaje: - Dalej uważam, że sytuacja mogła być o niebo lepsza, gdyby nas posłuchano latem i opóźniono start stacjonarnej edukacji. Dziś minister mówi, że szkoły nie są winne rozwojowi pandemii, tylko zwiększona mobilność. Ale przecież ta mobilność wzrosła właśnie dlatego, że kilka milionów dzieci ruszyło do szkół - dodaje.
Minister nie jest zainteresowany rozmową
Podobnie sprawę ocenia Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Rozumiem, że optymizmu panu ministrowi nie brakuje, ale jeśli rzeczywiście wierzy, że tak szybko wrócimy do szkół, to parę kwestii wymaga pilnego wyjaśnienia - mówi.
Jego zdaniem minister powinien właśnie prowadzić konsultacje z partnerami społecznymi, by opracować wytyczne na bezpieczny powrót do nauki stacjonarnej. - Jesienny powrót do szkół pokazuje, że potrzebne są lepsze procedury i przygotowanie placówek - ocenia Broniarz. - Powinniśmy mieć rozpisane warianty, co się stanie, jeśli po dwóch tygodniach normalnych lekcji znów się okaże, że trzeba się uczyć zdalnie. Co zrobić, by nauczyciele i uczniowie po powrocie czuli się bezpiecznie. Naprawdę mamy o czym rozmawiać, ale wygląda na to, że pan minister nie jest zainteresowany - dodaje.
Broniarz twierdzi też, że dyrektorzy nie otrzymują od resortu odpowiedniego wsparcia i przypomina przykład Żor w województwie śląskim, który opisaliśmy 11 listopada w tvn24.pl. W Żorach kilkunastu rodziców z jednej klasy zgłosiło, że nie mają warunków do zdalnej edukacji i zwróciło się do dyrekcji, by zorganizowała lekcje w szkole. - Wcześniej nie zgłaszali żadnych problemów, więc mamy obawy, że to próba obejścia przepisów - mówiła nam Ilona Witala-Sługa z lokalnego Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ale z naszych ustaleń wynika, że do podobnych sytuacji dochodzi w całej Polsce.
Źródło: tvn24.pl