Zgorzelec i Przewóz po zaciętej walce obroniły się przez falą powodziową. Mieszkańcy oceniają teraz straty i zastanawiają się, jak wrócić do normalnego życia. - Chyba drugi raz nas los oszczędził - mówi Agnieszka Pakieła, mieszkanka Przewozu. Od razu jednak dodaje, że jej sąsiedzi nie mieli tyle szczęścia.
Przechodząca wczoraj przez miejscowość fala kulminacyjna na Nysie Łużyckiej nie wyrządziła większych szkód. Nad ranem woda zaczęła opadać, a mieszkańcy zajęli się szacowaniem strat.
- Te worki, które daliśmy tutaj w ganku, jednak uratowały nas przed wodą w mieszkaniu, a to jest jednak najważniejsze - mówi przed kamerą TVN24 pani Agnieszka. - Mamy zalaną piwnicę, łazienkę, ale jednak w domu nie mamy wody - cieszy się.
Jeszcze nie rozmawiała z innymi sąsiadami, ale u nich "jest na pewno gorzej". A teraz? - Czekamy aż woda opadnie i później będziemy chyba sprzątać i iść dalej - podsumowuje.
Worki nie dały rady
- Worki załadowaliśmy, podłożyliśmy pod drzwi i w domu się siedziało - opowiada mieszkaniec oszczędzonego przed większymi zniszczeniami Zgorzelca.
- Teraz trzeba komórki posprzątać, piwnice i klatkę schodową. No i remont klatki. Później... - dodaje.
Skarży się, że choć woda jest, to nie nadaje się do picia. - Woda jest, ale śmierdząca. Wczoraj była dobra, ale dzisiaj jest śmierdząca - dodaje.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24