|

Nagrałam go, jak krzyczał do mnie: "zdechniesz, ku***". Tego samego dnia poszłam na policję

Nagrałam go, jak krzyczał do mnie: "zdechniesz, ku***". Tego samego dnia poszłam na policję
Nagrałam go, jak krzyczał do mnie: "zdechniesz, ku***". Tego samego dnia poszłam na policję
Źródło: TVN24

- Podjeżdżał samochodem pod sklep, trąbił. Krzyczał: "ty świnio", że razem z tą budą mnie wysadzi - wspomina Joanna. Nachodził ją w pracy, ubliżał, groził. - Musiało dojść do morderstwa, żeby takiego człowieka zamknąć. Jeżeli ktoś jest nękany, to nie może się bać, musi iść na policję - apeluje w rozmowie z Martą Abramczyk, kobieta, która przeżyła piekło. 

Artykuł dostępny w subskrypcji

Lato 2016 roku. Joanna pracowała w sklepie w Mrągowie. Niewielki spożywczak, na uboczu. W okolicy tylko tory kolejowe, skup złomu, kominy fabryk i dosłownie kilka domów jednorodzinnych. Klientów było mało. Raczej stali bywalcy, wracający po te same produkty. Przychodzili, robili zakupy, zagadywali. Wśród nich Cezary. Jak się później okazało - stalker i zabójca.

- Czułam strach. Najbardziej wtedy, gdy przyszedł do sklepu z psem. Dużym owczarkiem niemieckim, bez kagańca. Wabił się Cezar - wspomina Joanna. Zaczęły się wyzwiska i groźby. Cezary F. podjeżdżał pod sklep samochodem, opuszczał szybę w drzwiach auta i krzyczał. Nawet kilka razy dziennie. Zamykała się w sklepie, prosiła klientów, żeby z nią zostali, poczekali, aż stalker odjedzie. Przyznaje: - Kupiłam gaz pieprzowy, a pod blatem w sklepie trzymałam nóż. Ale póki nie pogroził mojemu ojcu z broni, to nie wiedziałam, do czego tak naprawdę jest zdolny.

Z akt sądowych wynika, że w latach 2016-2018, Cezary F. dręczył wiele kobiet. Jedną z nich, po kilku miesiącach uporczywego nękania, zabił z zimną krwią, strzelając do niej osiem razy z broni palnej w jej własnym mieszkaniu.

- Miałam takie myśli, że to mogłam być ja. Dalej mam takie myśli. Bo nie wiadomo, co będzie, jeśli wyjdzie z więzienia. Czy będzie chciał się zemścić? - mówi mi Joanna. W pierwszej instancji Cezary F. za zabójstwo Barbary R. został skazany na dożywotnie więzienie. Jeśli taki wyrok się uprawomocni, po 25 latach będzie mógł się starać o warunkowe przedterminowe zwolnienie. Będzie miał prawie 80 lat. Ona będzie wtedy po pięćdziesiątce - tak jak on teraz.

Joanna, po pięciu latach milczenia, zdecydowała się publicznie opowiedzieć swoją historię. Po to, by przestrzec innych. I apeluje: - Jeśli ktoś was nęka, wyzywa lub grozi wam, to idźcie na policję.

Marta Abramczyk: Jak często Cezary F. bywał w sklepie?

Joanna: Codziennie. Bywało tak, że pracowałam w innym sklepie należącym do tego samego właściciela, to tam też się pojawiał. Taką objazdówkę robił po Mrągowie. Nie bywał długo, to zależało od rozmowy. Jak nam się kleiła, to 10-15 minut, jak nie, to swoje kupił i wyszedł. Zachodził po jakiś napój, bułeczkę. I tyle. Wydawał się być normalnym klientem.

Jak by go pani opisała? Na podstawie tych krótkich rozmów.

Miałam wrażenie, że był typem samotnika. Zawsze widziałam go samego, nigdy w towarzystwie. Miał tylko psa.

W jaki sposób się zachowywał? Wyróżniał się czymś spośród pozostałych klientów?

To był mały sklepik, na uboczu. Tam się kolejki nie tworzyły, stale przychodzili ci sami ludzie. Zawsze postali chwilkę, porozmawiali. Z Cezarym F. też na początku normalnie rozmawiałam, jak z innymi klientami. Ale pamiętam, że był bardzo pewny siebie. Tym się wyróżniał. Po jakimś czasie zaproponował, żebyśmy przeszli na "ty", no to przeszliśmy. Czasem wychodziliśmy razem przed sklep zapalić.

Więc na początku nie wzbudzał pani obaw?

Nie. Normalny człowiek się wydawał. Można było się pośmiać, pożartować.

Zastanawiała się pani wtedy, dlaczego przyjeżdża codziennie?

To wtedy było dla mnie naturalne, bo około 200 metrów dalej, dosłownie naprzeciwko sklepu, miał swój zakład mechaniczny. Codziennie przyjeżdżał autem pod sklep i wypuszczał psa, żeby sobie pobiegał. Obok sklepu były tory, duży, pusty teren. Więc dla mnie to było normalne, że zachodził po zakupy. Miałam wielu takich klientów, którzy każdego dnia się pojawiali.

Kiedy jego zachowanie wzbudziło pani niepokój?

Miałam poranną zmianę. Cezary wszedł do sklepu i chciał, żebym mu podała numer telefonu do jednej z moich koleżanek. Odmówiłam, więc wyszedł. Poinformowałam koleżankę o tym, że F. o nią pyta. Ona poprosiła, żebym nie podawała Cezaremu jej numeru. Za jakieś 10 minut wrócił, z psem bez kagańca. Wszedł do sklepu i zaczął mnie straszyć. Pytał, po co ja dzwoniłam do koleżanki. Nie wiem, skąd się o tym dowiedział. Mówił: "zobaczysz, pożałujesz'. I wyszedł. Od tamtej pory zaczęły się jazdy.

Co to znaczy?

Podjeżdżał samochodem pod sklep, trąbił. Potrafił stać parę dobrych minut, pół godziny, godzinę. Bywało, że podjeżdżał i krzyczał: "ty świnio". Wtedy, gdy zagroził mi, wchodząc z psem do sklepu, ja mu powiedziałam, żeby więcej na moją zmianę nie przychodził, bo ja mu nic więcej nie sprzedam. Ale przyjechał. Za nim stali klienci. Poprosił mnie, żebym mu podała jakiś napój. Powiedziałam, żeby wyszedł i żeby więcej nie przychodził. On się upierał, żebym mu sprzedała ten napój. Powiedział, że jeszcze tego pożałuję. Za jakiś czas znów przyszedł i znów chciał coś kupić. Nie chciałam mu nic sprzedać. Wtedy, przy innych klientach, powiedział do mnie: "patrzcie, dawno chyba pod ogon nie dostała, taka wkurzona chodzi". Było, że podjeżdżał pod sklep i krzyczał, że razem z tą budą mnie wysadzi. Trąbił. Sklep był czynny do dwudziestej, więc stał pod sklepem przed dwudziestą. Zamykałam sklep i czekałam, aż odjedzie. Okolica tam jest taka, że ludzi nie ma o tej porze.

Jak często panią nękał?

Codziennie podjeżdżał, trąbił, krzyczał. I odjeżdżał. To były groźby i wyzwiska, ale czepiał się też do mojej tuszy.

Co pani czuła w tamtym czasie?

Strach. Człowiek się boi. Najbardziej to się chyba wystraszyłam, jak przyszedł do sklepu z psem. Później, jak podjeżdżał pod sklep, jak byłam sama, to się zamykałam i starałam się unikać z nim kontaktu. Prosiłam niektórych klientów, żeby ze mną poczekali. W pracy się bałam. Gdy jechałam do pracy, to też zawsze się bałam, co mnie spotka tego dnia. Kupiłam sobie gaz pieprzowy, pod blatem w sklepie trzymałam nóż. Ale póki nie pogroził mojemu ojcu z broni, to nie wiedziałam, do czego jest zdolny.

Jak do tego doszło?

W domu się skarżyłam, że on przyjeżdża i mnie wyzywa. A moi rodzice zawsze, jak byli w Mrągowie, to do mnie zajeżdżali do sklepu. Tego dnia podjechali i pokazałam tacie Cezarego. Tata poszedł z nim porozmawiać. A on wysiadł z samochodu i z broni zaczął mierzyć do taty. Ja stałam na dworze razem z mamą i to wszystko widziałam. Pies był wtedy w bagażniku. Tata do niego krzyknął, a on schował broń i wypuścił psa. Pies, na komendę, rzucił się na tatę i pogryzł go w udo*.

Miała pani wtedy takie myśli, że on jest zdolny do wszystkiego?

Jeszcze nie. Dopiero później, jak pracowałam już w innym miejscu, w dużym supermarkecie i dowiedziałam się o zabójstwie tej kobiety. Nie znałam jej osobiście, ale Mrągowo nie jest duże, wiadomości szybko się rozeszły i skojarzyłam, że panią Barbarę zabił ten sam mężczyzna, który mnie nachodził. Wtedy, jak policja szukała Cezarego, chciałam wziąć urlop i zostać w domu, poza miastem. Bałam się przyjeżdżać do Mrągowa. Chciałam schować się, póki go nie znajdą.

Czy on wiedział, gdzie pani mieszka? Miał pani numer telefonu?

Nie, nigdy nie mówiłam, gdzie mieszkam. A jeśli chodzi o numer telefonu, to myślę, że miał służbowy, do sklepu. Miałam głuche telefony.

Często?

Tak, kilkanaście razy dziennie, jak byłam na swojej zmianie.

Straszył panią i pani ojca. Niepokoił kogoś jeszcze z pani bliskich?

Tak. Kiedyś moja mama przyjechała do mnie do sklepu. Porozmawiałyśmy chwilę i pojechała do domu. Zauważyłam, że on wyjechał za nią, śledził ją. Mama skręcała na światłach, on też. Zadzwoniłam do mamy i powiedziałam o tym, a ona mówi: "ja wiem". Gdzieś zakręciła, pod supermarketem się zatrzymała, poczekała, aż odjedzie i dopiero wtedy ruszyła dalej.

Ma pani wiedzę na temat innych kobiet, które Cezary F. prześladował?

Były, ale to wiadomo… Ja swoje widzę, a inni coś innego mówią. Jak ktoś chce, to coś powie na ten temat, a jak nie chce, to się do tego w ogóle nie przyznaje.

Te osoby miały opór, żeby się przyznać, że są nękane?

Myślę, że tak.

A dlaczego pani zdecydowała się publicznie o tym opowiedzieć?

Wiem, przez co przeszłam. Wiem, jaki wtedy miałam strach w oczach. Przestrzegam innych, żeby się nie bali i zgłaszali takie rzeczy. Jeżeli ktoś ich nęka, jeżeli ktoś ich wyzywa, grozi im, to niech spokojnie pójdą na policję. Ja na spokojnie nie poszłam, najpierw musiałam mieć nagranie, bo nie wiedziałam, czy mi policja uwierzy. Bo nigdy świadków nie było. Na zmianie byłam sama, druga pracownica przychodziła później i tak się wymieniałyśmy. Zawsze, jak podjeżdżał pod sklep, nikogo w pobliżu. On to widział. Jeżeli ktoś był w sklepie, to stał pod sklepem. Czekał.

Kiedy nastąpił ten moment, że pani się zdecydowała iść na policję?

Wyszłam zapalić, zobaczyłam, że jedzie, włączyłam nagrywanie, telefon schowałam do kieszeni. On podjechał, nie wiedział, że mam telefon w kieszeni i wtedy go nagrałam - jak krzyczał do mnie: "zdechniesz, ku*** je****". Tego samego dnia poszłam na policję.

Ile czasu panią nachodził, zanim poszła pani na komisariat?

Pracowałam w tym sklepie trzy lata i znałam go od samego początku. Prześladował mnie kilka miesięcy, we wrześniu 2016 roku poszłam na komisariat. Później się zwolniłam.

Jaka była reakcja policjantów?

Zgłoszenie przyjęli, zaczęli sprawę przeciwko Cezaremu F. o stosowanie gróźb pozbawienia życia*. Były przeszukania, znaleźli u niego amunicję.

Nie postawiono mu zarzutów za uporczywe nękanie i posiadanie broni bez wymaganych uprawnień?

Nie. Mówiłam o wszystkim policji ze szczegółami. Ale miałam tylko nagranie, na którym mi grozi. I taki postawiono zarzut.

Czy Cezary F. wiedział, że pani na niego doniosła funkcjonariuszom?

Tak, wiedział. Dowiedział się od policji. Od tamtej pory się uspokoił. Przestał przyjeżdżać do sklepu.

Jak ta sprawa się dalej potoczyła? Był finał w sądzie?

Tak. Nie dostał zakazu zbliżania się, tylko karę grzywny i miał zapłacić mojemu tacie odszkodowanie w kwocie tysiąca złotych. Jeśli chodzi o mnie, ponieważ nie było zakazu zbliżania się, mógł za każdym razem do mnie podejść.

Podchodził?

Tak. Jak zmieniłam pracę, zostałam kasjerką w supermarkecie, to tam go spotykałam. Były nawet momenty, że go obsługiwałam przy kasie.

Co pani wtedy czuła?

Chyba nienawiść, jak na niego patrzyłam. Bardzo mnie bolało to, jak to się skończyło - tylko grzywną. Wolałabym, żeby on do mnie nie mógł i nie podchodził.

Kiedykolwiek panią przeprosił? Wyraził skruchę?

Nie, nic. Jak był w supermarkecie, zachowywał się lekceważąco. Wie pani… tak jak czasem klienci traktują kasjerów, tak i on mnie potraktował. Po pewnym czasie, gdy wciąż przychodził do supermarketu, prosiłam koleżanki, żeby to one go obsługiwały.

Co pani poczuła, gdy się dowiedziała, że pani Barbara zginęła z rąk tego samego człowieka, który nękał także panią?

To było rok po zakończeniu w sądzie mojej sprawy przeciwko Cezaremu F. Jak się dowiedziałam, że go poszukują, zaczęłam się bać. Bać się o siebie i swoją rodzinę. Bo jeśli tego człowieka by nie znaleźli, to nie wiadomo, co by mu jeszcze do głowy strzeliło. Trudne to jest do opisania. Człowiek tak tego nie opisze, co mu siedzi na sercu.

Miała pani takie myśli: "to mogłam być ja"?

Miałam. Dalej mam takie myśli. Bo nie wiadomo, co będzie za kilka lat. Jeżeli on będzie dalej żył, jeżeli wyjdzie, co ze mną będzie? Czy on zaprzestanie, czy będzie chciał się zemścić?

Minęło pięć lat, a w pani dalej jest strach…

Jest.

Niedawno spotkała pani Cezarego F. w sądzie, podczas rozprawy dotyczącej zabójstwa Barbary R. Zeznawała pani jako świadek. Patrzyła mu pani w twarz?

W ogóle na niego nie spojrzałam. Czułam na sobie jego wzrok, ale ja unikałam jego. Nie chciałam na niego patrzeć, bo dalej się bałam. Stałam przed sądem, brakowało mi słów, nie wiedziałam, co powiedzieć. Wiedziałam, że on na mnie patrzy. Wiedziałam, że za parę lat może coś mi się stać za to, że coś powiem.

W sprawie gróźb pozbawiania życia wobec pani i spowodowania obrażeń ciała pani ojca Cezary F. został ukarany grzywną w wysokości 5700 zł i nawiązką w kwocie tysiąca złotych na rzecz pani taty. Czy ta kara była, pani zdaniem, adekwatna do czynu?

Nie. Powinien być zakaz zbliżania się. Czułabym się choć w połowie bezpieczniej. Powinien iść do więzienia za to, co zrobił mnie i mojemu tacie. Gdyby dostał choć trzy lata za samo posiadanie broni*, amunicji, groźby karalne, toby pani Barbara żyła. Tak myślę.

Mówiła pani, że miała obawy, czy policjanci uwierzą w pani słowa. Dlatego chciała pani mieć ze sobą dowód w postaci nagrania. Co by pani powiedziała tym, którzy są nękani, ale nie informują o tym organów ścigania czy nawet bliskich, bo na przykład boją się lub wstydzą?

Nie ma się czego wstydzić. Niech sobie przypomną sprawę pani Barbary, która zginęła. Ona też była nękana. Musiało dojść do morderstwa, żeby takiego człowieka zamknąć. Jeżeli ktoś jest nękany, to nie może się bać, musi iść na policję, rozmawiać o tym. Bo może dojść do tragedii, tak jak to było w przypadku pani Barbary.

Jak wynika z akt sprawy, 7 listopada 2016 roku Cezary F. usłyszał zarzuty w sprawie dotyczącej Joanny C. i jej ojczyma Franciszka. Nie przyznał się do winy. 28 grudnia 2016 roku Prokuratura Rejonowa w Mrągowie skierowała do Sądu Rejonowego w Mrągowie akt oskarżenia przeciwko Cezaremu F. Mężczyzna został oskarżony o to, że trzykrotnie groził Joannie C. śmiercią (art. 190 § 1 kk) - w lipcu i wrześniu 2016 roku oraz że spowodował obrażenia ciała Franciszka D. (art. 157 § 2 kk), ojczyma Joanny, w ten sposób, że poszczuł go psem, w wyniku czego Franciszek D. został pogryziony. Groziło mu za to do 2 lat więzienia. 6 kwietnia 2017 roku Sąd Rejonowy w Mrągowie uznał Cezarego F. za winnego zarzucanych mu czynów i wymierzył mu karę grzywny w wysokości 5 700 zł. Sąd orzekł też na rzecz Franciszka D. nawiązkę w kwocie tysiąca złotych. Wyrok w tej sprawie nie był zaskarżany i uprawomocnił się. Z informacji uzyskanych z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie wynika, że Cezarego F. nie oskarżono wówczas ani o nielegalne posiadanie broni, ani o stalking . Pytaliśmy o powody takiej decyzji śledczych. Rzecznik prokuratury Krzysztof Stodolny nie odpowiedział na to pytanie, wskazując, że akta sprawy zostały przekazane do sądu.

Obecnie Cezary F. jest skazany w pierwszej instancji przez Sąd Okręgowy w Olsztynie na karę dożywotniego pozbawienia wolności w sprawie zabójstwa Barbary R.

"6 kwietnia 2017 roku Sąd Rejonowy w Mrągowie uznał Cezarego F. za winnego zarzucanych mu czynów"
"6 kwietnia 2017 roku Sąd Rejonowy w Mrągowie uznał Cezarego F. za winnego zarzucanych mu czynów"
Źródło: Akta sprawy / Sąd Okręgowy w Olsztynie
"W 2020 roku w polskich sądach rejonowych za uporczywe nękanie skazano 1398 osób"
"W 2020 roku w polskich sądach rejonowych za uporczywe nękanie skazano 1398 osób"
Źródło: TVN24

Zdecydowanie więcej osób skazano w 2020 roku za groźby karalne (art. 190 kk). Jak podaje ministerstwo, w I instancji, w polskich sądach rejonowych, ukarano za to przestępstwo 4992 osoby. 1003 skazanych trafiło do bezwzględnego więzienia, a wobec pozostałych zastosowano: pozbawienie wolności z warunkowym zawieszeniem kary (433 osoby), ograniczenie wolności (1687), grzywnę (1830), karę mieszaną, czyli pozbawienie i ograniczenie wolności (36) oraz wyłącznie środek karny (2 skazanych).

"Zdecydowanie więcej osób skazano w 2020 roku za groźby karalne"
"Zdecydowanie więcej osób skazano w 2020 roku za groźby karalne"
Źródło: Ministerstwo Sprawiedliwości / TVN24

Czym jest stalking?

Jak tłumaczy ekspertka zajmująca się zjawiskiem stalkingu, adwokatka Barbara Szopa, ten, kto czuje się udręczony, poniżony, zostało wzbudzone w nim poczucie zagrożenia albo jego prywatność została naruszona wskutek działań osób trzecich, może zgłosić się do organów ścigania po pomoc.

- Nie mamy zamkniętego katalogu zachowań, które mogą stanowić stalking, w związku z czym tu jest ogromne pole do interpretacji. Co więcej, nie jest też ustalone w polskim Kodeksie karnym, kiedy mamy do czynienia z uporczywością. Najważniejszy jest odbiór ofiary - czy się z tym godzi, czy jej to pasuje, czy jej to przeszkadza. Drugi czynnik - czy działania sprawcy są powtarzalne i na tyle nasilone, że trwają już kilka tygodni czy kilka miesięcy - mówi Szopa.

I dodaje: - Z pozoru wydawałoby się, że niektóre zachowania mogą być zupełnie legalne, czyli na przykład telefonowanie, wysyłanie SMS-ów, pisanie listów, kontakt przez portale społecznościowe. Ale jeśli jakakolwiek osoba nie życzy sobie takich telefonów, wiadomości, nachodzenia czy nawet listów miłosnych lub prezentów, to może to stanowić przestępstwo.

Stalking, czyli uporczywe nękanie, jest przestępstwem zagrożonym karą pozbawienia wolności do lat 8.

Kim jest stalker?

Powołując się na swoje doświadczenie, adwokatka Barbara Szopa wskazuje, że statystyczny stalker, to mężczyzna w wieku około 40 lat, który wcześniej miał jakieś problemy z prawem, zazwyczaj ma też problemy ze stałą pracą, często jest człowiekiem osamotnionym.

- Mieszka tylko z jednym członkiem rodziny, na przykład z matką, ma bardzo małe grono znajomych. To często człowiek, który ma problemy emocjonalne, ale nie należy mylić tego z niepoczytalnością. Z kilkuset spraw, które prowadziłam, chyba dwie czy trzy skończyły się umorzeniem postępowania z tego powodu, że sprawca okazał się niepoczytalny - podkreśla ekspertka. Zaznacza również, że stalker nie rozumie treści komunikatu kierowanego do niego przez ofiarę. Dlatego nie należy ze stalkerem wchodzić w dyskusje, odpisywać na wiadomości czy spotykać się. - To działa na niego pobudzająco - przestrzega mecenas. 

Pobudki uporczywego nękania są różne. - Zazwyczaj jest to po prostu chęć osaczenia ofiary, próba kontrolowania, dokąd ofiara chodzi, z kim się spotyka, do kogo dzwoni, co publikuje. Taki sprawca jest często powodowany zazdrością. To jest jakiś rodzaj chorej miłości. Często jest to zawiść, że komuś innemu się udało. Próba zniszczenia, zdyskredytowania - wylicza adwokatka Barbara Szopa.

Gdzie szukać pomocy?

Przede wszystkim należy zgłosić się do organów ścigania - na policję, albo najlepiej od razu do prokuratury. - Od roku, od wprowadzenia nowelizacji Kodeksu karnego, tym przestępstwem zajmuje się prokuratura. Jest to postępowanie przygotowawcze prowadzone w formie śledztwa - wyjaśnia mecenas Szopa. Zauważa także, że poza pomocą prawną warto zwrócić się o wsparcie psychologiczne - do psychologa, psychoterapeuty lub psychiatry. - Nie wstydzić się. Nie pokrzywdzony ma się martwić, że padł ofiarą przestępstwa, tylko sprawca ma się wstydzić tego, że jest przestępcą. Opowiedzieć o tej sytuacji najbliższym. Czasem zrzucenie ciężaru lub uwrażliwienie członków rodziny na to, co się dzieje, pomaga - apeluje.

Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chcesz uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc.

Czytaj także: