Nic nie wskazywało na to, że maszty na „Pogorii” się zawalą. – Nie było burzy, wiał silny wiatr. Sunęliśmy ostrym kursem, jednak obok nas inna łódź sunęła na równie ostrym kursie i im nic się nie stało – zauważa żeglarka w rozmowie z tvn24.pl. Jak przekazał armator statku, przyczyną wypadku było prawdopodobnie pęknięcie liny.
Ci, którzy zdecydują się wrócić na "Pogorii", powrócą zapewne w poniedziałek lub w wtorek. Na razie uczestnicy rejsu zajmują się na żaglowcu pracami porządkowymi
Burzy nie było, ale maszty padły … z przeciążenia?
Obecnie cała załoga przebywa w kajutach "Pogorii" zacumowanej w fińskim porcie Hanko. - Większość załogi "Pogorii" wróci do Gdyni promem w piątek lub w sobotę. Na uszkodzonym statku popłynie tylko sześć osób stałej załogi - powiedziała tvn24.pl prosząca o anonimowość żeglarka, która razem z kilkudziesięcioma osobami przebywa obecnie na pokładzie żaglowca. Zapewnia, że wszyscy czują się dobrze.
Żeglarka, z którą rozmawialiśmy miała podczas wypadku wachtę pod pokładem. – Z relacji kolegów na pokładzie wiem, że to wszystko trwało moment. Ogólnie wiadomo, że zaczęło się od foka, potem runęły wszystkie trzy maszty. To było kilka sekund – opowiada.
- Prawdopodobnie było to przeciążenie i sprzęt nie wytrzymał. Prawdopodobnie gdzieś zawiodła jakaś linka, jakaś wanta. Ale przyczyny nie są jeszcze ustalone – dodaje.
„Śpiewaliśmy, żeby się uspokoić”
- Pod pokładem zrobiliśmy sobie herbatę i śpiewaliśmy, żeby się uspokoić. Nie byliśmy przerażeni. Wiedząc, że nikomu nic się nie stało, inaczej na to wszystko patrzyliśmy. Czekaliśmy spokojnie na pomoc, w sumie myśleliśmy, że dopłyniemy do brzegu – opowiada kobieta.
Włączyliśmy silnik i mogliśmy płynąć
Załoga spisała się doskonale – podkreśla żeglarka w rozmowie z tvn24.pl - Wachta, która była na pokładzie została szybko zebrana pod pokład, wszyscy zostali przeliczeni. Włączono silnik i wezwano pomoc. - Z tego co wiem,było tak, że sprzęt nawigacyjny na „Pogorii” padł. Udało się jednak skontaktować z jednostką w pobliżu, z „Kaliakrą”, i to ona chyba wezwała pomoc - relacjonuje żeglarka „Pogorii”.
„Wszyscy są zdrowi”
Ostatecznie dwa śmigłowce ewakuowały załogę, zabierając po siedem osób do bazy wojskowej w Tamisaari. Rano załoga "Pogorii" (około 40 osób) powróciła z powrotem do swoich kajut na statku zacumowanym w porcie Hanko.
Marek Kleban z biura armatora żaglowca potwierdził tvn24.pl. że organizowany jest powrót promem do Gdyni dla wszystkich chętnych. Według niego, naprawa "Pogorii" potrwa około miesiąca. Nie podjął się oszacowania strat.
Armator: pękła prawdopodobnie lina
- Armator "Pogorii" przekazał, iż prawdopodobną przyczyną awarii jachtu było pęknięcie jednej z lin utrzymujących któryś z masztów - wyjaśnił Zbigniew Stosio, sekretarz generalny Polskiego Związku Żeglarskiego, większościowego właściciela jachtu. Zastrzegł jednak, że to na razie tylko przypuszczenia, które trzeba potwierdzić dokładnymi oględzinami.
Przygotowania od powrotu do Polski
Jak powiedział PAP Zbigniew Stasio, trwają prace nad uporządkowaniem takielunku oraz pozostałości masztów. - Niektóre części masztów zostały już odcięte, część została, bądź zostanie zabezpieczona na pokładzie - poinformował sekretarz generalny.
Stasio dodał, że prace porządkowe mają na celu przygotowanie jachtu tak, by mógł samodzielnie - na silniku - wrócić do Polski. Zdaniem sekretarza prace mogą potrwać dzień lub dwa.
Taką możliwość potwierdza były kapitan "Pogorii" Jerzy Jaszczuk, który wielokrotnie pływał na jednostce.
- "Pogoria" straciła maszty, wszyscy się dziwią, że od razu trzy, więc musiała być jakaś straszna katastrofa. To tak, że jeżeli pójdzie fokmaszt, to on pociąga za sobą następne maszty. Szczęśliwie nikt nie został ranny, większość załogi była pod pokładem. Statek jest zdolny do żeglugi, tylko nie na żaglach. Ma solidny silnik i może płynąć.
Według żeglarza, kapitana jachtowego Krzysztofa Baranowskiego fakt, że padły jednocześnie trzy maszty może świadczyć o tym, że rury, z których są zrobione skorodowały.
Awaria podczas regat
"Pogoria" brała udział w zainaugurowanych w niedzielę w Gdyni regatach The Tall Ships' Races. Do awarii doszło na Bałtyku, 10 mil od fińskiego wybrzeża, przy prędkości wiatru 30-35 węzłów na ostrym kursie. Po awarii "Pogoria" wycofała się z regat. We wtorek z pokładu jachtu helikoptery zabrały 40 żeglarzy. Na jednostce pozostała jedynie ścisła załoga. W nocy "Pogoria" została doholowana do portu Hanko.
Regaty The Tall Ships' Races, w których bierze udział ponad sto żaglowców, rozpoczęły się w niedzielę w Gdyni. Pierwszy etap The Tall Ships' Races zakończy się w Sankt Petersburgu. Z Rosji żaglowce, w etapie bez współzawodnictwa, zwanym "Cruise In Company", popłyną do Turku w Finlandii. Ostatni etap, już z rywalizacją sportową, prowadzi z Turku do Kłajpedy.
Pogoria jest żaglowcem szkolnym. Jak podaje na swojej stronie internetowej organizacja Sail Training Association Poland - armator i w dwóch piątych właściciel jachtu, statek ma 47 metrów długości i 8 metrów szerokości, posiada ożaglowanie o powierzchni 1000 m 2 (razem 15 żagli na trzech masztach w tym jeden maszt z żaglami rejowymi). Żaglowiec jest wyposażony w silnik pomocniczy o mocy 255 kW.
Źródło: tvn24.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: ENEX