Stawki nie rosną, a opłaty szybują. Jak to możliwe? – pytają oszukani klienci taksówek, którzy nauczyli się już pytać przed jazdą o stawki, ale nie wiedzą, że nieuczciwy kierowca jest w stanie wywierać na licznik niemal magiczny wpływ.
- Jadę z klientem i on jest zdziwiony, że musi zapłacić 15 złotych, bo jechał trzy godziny wcześniej tą samą trasą tylko w drugą stronę i zapłacił 45 zł - mówi pan Olgierd. Przestawianie taryf to oszustwo na tzw. rympał - uda się ogłupić klienta lub nie.
Taksówki na dopalaczach
Są jednak inne, bardziej wyszukane sposoby. Jednym z nich jest zmiana opon. Dzięki tym o mniejszej średnicy licznik bije szybciej. Najtrudniej jest jednak wykryć tzw. dopalacze. Jeden elektroniczny impuls wydłuża trasę o kilkaset metrów. Kilka takich impulsów sprawia, że rachunek jest dwukrotnie lub czasami trzykrotnie wyższy. - Czasami te 15, 20 czy 30 złotych, które są "dobijane" do rachunku, nie są małą szkodliwością społeczną, tylko w skali miasta czy państwa jest to jednak spora kwota - mówi Sławomir Nastał z wojewódzkiego Inspektoratu Transportu Drogowego w Poznaniu.
Nawet osiem lat więzienia
Taksówkarze-naciągacze najczęściej grasują w miastach, w których jest duży ruch przyjezdnych - klienci okolicy nie znają, więc łatwiej ich oszukać. Według policji i inspektorów najbezpieczniej korzystać z korporacji, choć - jak twierdzą taksówkarze ze stolicy - i w nich można trafić na oszustów.
- Sama ingerencja w urządzenie pomiarowe, które jest wykorzystywane w obrocie gospodarczym, i wpływ na fałszowanie wyników tego urządzenia jest zagrożone karą do dwóch lat pozbawienia wolności - tłumaczy st. asp. Mariusz mrozek z Komendy Stołecznej Policji. Za oszustwa można trafić do więzienia nawet na osiem lat.
WIĘCEJ MATERIAŁÓW NA STRONIE FAKTÓW TVN
Autor: TG\mtom / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Komenda Stołeczna Policji