Stowarzyszenie Ruch Poparcia Palikota żądało pieniędzy za dobre miejsca na listach wyborczych. Miało kłopoty finansowe. Zalegało z płatnościami dla pracowników, podwykonawców i do urzędu skarbowego - taki obraz wyłania się z zeznań świadków oraz maili, które znajdują się w warszawskim Sądzie Okręgowym. Trwa tam proces w trybie wyborczym wytoczony przez Ruch Palikota byłemu członkowi stowarzyszenia Pawłowi Tanajnie.
Pozew dotyczy wypowiedzi Pawła Tanajny, w których zarzucał on Ruchowi Poparcia Palikota nieregulowanie zaległości finansowych. Według Ruchu są one kłamstwem i oczerniają dobre imię partii.
W procesie na niekorzyść Palikota zeznawała m.in. Katarzyna Izydorczyk, do marca szefowa Stowarzyszenia RPP (obecnie kandydatka do Sejmu z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej). Mówiła o wielkim zadłużeniu stowarzyszenia – 300 tys. zł po pierwszym kwartale tego roku. Dodawała, że mimo tego, zaciągane były coraz to nowe zobowiązania z założeniem, że albo będą one uregulowane po wyborach (pieniędzmi z budżetu państwa), albo rozwiąże się stowarzyszenie i nie trzeba będzie w ogóle płacić.
Na poparcie tych słów Izydorczyk przekazała sądowi wydruki korespondencji mailowej między nią Palikotem. Dotarliśmy do ich treści.
"Zapłacimy z poślizgiem"
"Teraz Janusz kilka spraw, bez których omówienia mam problem by przejść dalej. (...) Sprawa pieniędzy wygląda źle – szczególnie w działaniu bieżącym – w biurze nie mamy nawet ani jednego biurka, krzesła, komputera – oddaliśmy wszystko na call centre – biuro faktycznie nie funkcjonuje (...) Nie mamy podstawowych narządzi - nawet takich jak wizytówki – bo nas na nie nie stać obecnie. Tym bardziej nie możemy teraz mówić o jakimkolwiek realizowaniu akcji skoro nie możemy nic na te akcje wyprodukować z materiałów reklamowych. Proszę Cię o informację czy możemy otrzymać budżet na bieżącą działalność, tak abyśmy mogli pracować w biurze (wyposażonym) i mieć tam personel do współpracy. (...)" – pisała Izydorczyk 8 lutego (pisownia oryginalna).
Palikot odpowiedział tego samego dnia (pisownia oryginalna): "Już rozmawialiśmy o pieniądzach. Obiecałem wpłacić w tym tygodniu i następnym kwoty, które pozwolą wyjść z zadłużenia. Mówiłem Maćkowi (Maciej Mroczek, skarbnik Stowarzyszenia RPP – red.), że jestem w trakcie formalizowania kwot obecnie wydałem na rzecz RP ok. 1.3 mln więc wpłacę jeszcze 3,7 mln. Oczywiście w ratach do października. Ale to zdecydowanie za malo i trzeba organizować więcej. Można więc działać tak jakby te pieniądze były, ale trzeba się liczyć przez cały ten okres z permanentnym zaleganiem. Tak to już będzie. (...) Zamawiasz materiały to uzgadniasz termin płatności. W międzyczasie przyjdą kolejne środki. Trzeba budować część kapitału – jak do tej pory – od dostawców. My im wszystkim zapłacimy ale z poźlizgiem. Nie wolno tylko przekroczyć łącznej kwoty od 2 października 5 mln, chyba, że znajdziemy nowe środki".
Wstydzę się uczestnictwa w naciąganiu firm z wiedzą, że nie dostaną zapłaty do października. Katarzyna Izydorczyk
"Wstydzę się"
Przed sądem kobieta tłumaczyła, że na polecenie Palikota miała wmawiać firmom, że dostaną pieniądze. - Wstydzę się uczestnictwa w naciąganiu firm z wiedzą, że nie dostaną zapłaty do października – zeznała.
Jak zła była sytuacja finansowa stowarzyszenia, mają świadczyć kolejne maile. 2 marca Izydorczyk wysłała wiadomość zatytułowaną: obciążenie. Alarmuje, że "z powodu braku płatności" stracą biuro w Warszawie a także wyłączone zostaną im strony internetowe. Przypomina o karze w ZUS za nieodprowadzenie opłat za jednego z pracowników i o tym, że nie płacone są podatki do Urzędu Skarbowego. Dodaje, że "księgowa od początku pracuje bez wynagrodzenia".
"Lawiruję od miesięcy"
"Ja nie wiem już co robić. Lawirowałam 1,5 miesiąca – teraz brak mi argumentów. Za tymi ludźmi stoi prawo (patrz lokal i strony www) – nie mam żadnych szans ruszyć do przodu w takiej sytuacji. Teraz już stanęły nawet Twoje wyjazdy. Telefon ma zciszony w ciągu dnia albowiem ponad 50 telefonow dziennie w sprawie windykacji zmusiło mnie do zaprzestania odbierania go" - czytamy w tym mailu Izydorczyk (pisownia oryginalna).
Prosiłam o zawarcie ugody z dwoma firmami (...). Chodziło porozumienie na zasadzie 50 na 50. Czyli połowa zapłaty umówiona wcześniej. Dwa takie porozumienia zostały podpisane, ale tej obniżonej zapłaty też nie dokonano. Katarzyna Izydorczyk
Palikot odpisuje po kilkudziesięciu minutach: "Wysłałem rano 60 tys.! Niczego nie wstrzymuj!"
Kobieta zeznała, że już po swoim odejściu ze stowarzyszenia razem ze skarbnikiem brała udział w negocjacjach z firmami, którym stowarzyszenie zalegało z zapłatą. - Prosiłam o zawarcie ugody z dwoma firmami (...) Chodziło porozumienie na zasadzie 50 na 50. Czyli połowa zapłaty umówiona wcześniej. Dwa takie porozumienia zostały podpisane, ale tej obniżonej zapłaty też nie dokonano – mówiła Izydorczyk przed sądem.
"Nie unikał zapłaty"
Prawnicy Janusza Palikota w rozmowie z tvn24.pl twierdzą, że z treści maili wynika coś zupełnie przeciwnego niż twierdzi Izydorczyk. - Sformułowania, w których mowa o organizowaniu pieniędzy, o wpłaceniu 1 mln 300 tys. zł, o przelaniu 60 tys. zł nie świadczą o unikaniu zapłaty. To dowód na to, że Palikot robił wszystko, by znaleźć pieniądze potrzebne na bieżącą działalność i regulację zobowiązań. Te maile przeczą zeznaniom pani Izydorczk – przekonuje mecenas Anna Kubica, sekretarz zarządu krajowego Ruchu Palikota.
Sformułowania, w których mowa o organizowaniu pieniędzy, o wpłaceniu 1 mln 300 tys. zł, o przelaniu 60 tys. zł nie świadczą o unikaniu zapłaty. To dowód na to, że Palikot robił wszystko, by znaleźć pieniądze potrzebne na bieżąca działalność i regulację zobowiązań. Te maile przeczą zeznaniom pani Izydorczk. mec. Anna Kubica, sekretarz zarządu krajowego Ruchu Palikota
Dodaje, że na początku swojej działalności stowarzyszenie służyło jako zaplecze finansowe i organizacyjne powstającej partii politycznej (Ruchu Palikota) i dlatego, że samo się finansowało, stąd wzięły się przejściowe kłopoty finansowe.
Skarbnik i księgowa Ruchu Poparcia Palikota przyznali w środę w sądzie, że stowarzyszenie miało niezapłacone wierzytelności, ale zobowiązania Ruchu nie są wyższe od kapitału stowarzyszenia. Zaprzeczali jednak, by istniała procedura płacenia tylko połowy należności.
"Jak weksle Samoobrony"
Izydorczyk w swoich zeznaniach opowiadała też o systemie punktowym, jaki Palikot wprowadził dla członków stowarzyszenia. - Punkty były przyznawane za aktywność, a ich suma miała przyczyniać się do otrzymania wysokiej pozycji na liście wyborczej. Ale były przyznawane również za świadczenie finansowe – mówiła przed sądem była współpracownica Palikota.
W aktach sprawy znalazły się dokumenty skierowane do członków stowarzyszenia. Wynika z nich, że za pozyskanie sponsora bądź wpłacenie na rzecz stowarzyszenia 5 tys. zł można było otrzymać 5 pkt., za 10 tys. zł – 10 pkt.
Izydorczyk przekonywała Palikota, by wycofał się z takiego systemu. "Jeszcze raz chciałam Cię prosić o wycofanie zapisu w systemie premiowym dotyczący możliwości dostania punktów za pieniądze – nie wygląda to dobrze (mi osobiście przypomina weksle w Samoobronie)" - pisze 12 lutego. Polityk szybko odpowiada: "Wygląda to dobrze. (...) Wykonaj, nic nie zmieniaj (...)".
"Ten system nie działał"
Mec. Kubica w rozmowie z nami zapewnia, że ten system właściwie nie działał. - Wszystkie pieniądze były przeznaczane na regulację zobowiązań. System punktów budził wątpliwości. Praktycznie nigdy nie wszedł w życie – przekonuje Kubica.
Kolejna rozprawa w procesie w czwartek. Sam Janusz Palikot nie został zgłoszony jako świadek do przesłuchania.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/Bartłomiej Zborowski