Człowiek, który stworzył dom opieki dla starych, porzuconych zwierzaków, walczy z myśliwymi polującymi w jego najbliższej okolicy. - Chcielibyśmy znaleźć przyczynę takiego zachowania myśliwych, dlaczego strzelają w bezpośredniej bliskości zabudowań - mówi "Uwadze" TVN Miron Chmielewski. - To jest człowiek, który ma inną wrażliwość, inne spojrzenie na łowiectwo - odpowiada Andrzej Wierzchowski, prezes Koła Łowieckiego Knieja w Oleśnicy.
Miron Chmielewski wraz z żoną Elżbietą prowadzą fundację i ośrodek pomocy dla zwierząt domowych "Matuzalki". Ich podopieczni to źle traktowane, schorowane i porzucone zwierzęta, które w ośrodku uczą się ponownie ufać ludziom. Między innym dlatego Elżbieta i Miron od kilkunastu lat protestują i nie zgadzają się na polowania organizowane w bliskiej odległości od zabudowań.
"Położyłem go na ziemi, odebrałem mu drąg"
- W niedzielę o piątej rano usłyszeliśmy strzały. Na drodze zobaczyłem auto terenowe i dwóch myśliwych stojących obok tego samochodu. Zapytałem, co to za polowanie. Odpowiedzieli: bo, co? Powiedziałem: panowie, przecież wiecie, że ja tu prowadzę ośrodek ze zwierzętami, strzelacie w bezpośredniej bliskości zabudowań - relacjonował jedną z sytuacji.
Dodał, że prosił, by tego nie robili, bo to jest wbrew prawu. Zwrócił myśliwemu uwagę, że "200 osób nie śpi przez niego w tej chwili, dlatego, że on lubi strzelać do zwierząt".
- W krótkich żołnierskich słowach określiłem to, w jaki sposób się zachowują. Trzasnąłem drzwiami auta terenowego i zacząłem iść w stronę domu – mówił Miron Chmielewski.
Dodał, że został zaatakowany przez myśliwego drągiem wyciągniętym z auta. Całość starcia nagrywał telefonem komórkowym.
- Uderzył w rękę i telefon wypadł. Miałem dwie ręce wolne. Jestem kawał chłopa. Potrafię się bronić i udało mi się go obezwładnić. Położyłem go na ziemi, odebrałem mu drąg – relacjonował.
- Na pewno nie przekroczyłem granic obrony koniecznej. Puściły mi nerwy, które się uwidoczniły w sposób werbalny - tłumaczył.
Polowania w pobliżu domów
Od kilkunastu lat wieś Raków, w której mieszka pan Miron, rozrasta się. Nowe domy powstają w sąsiedztwie lasów, które są zamieszkałe przez wiele gatunków zwierząt. Zwierzęta bardzo często podchodzą pod zabudowania. Stąd amatorzy łowiectwa w weekendowe noce i poranki chętnie polują na łąkach lub nieużytkach.
- Co roku, w okolicach 15 sierpnia, koło łowieckie urządza sobie inaugurację polowań na kaczki. Na drodze wzdłuż stawu, panowie rozkładają się w odległości 10 – 15 metrów od siebie - opowiadał reporterowi "Uwagi" TVN Chmielewski.
Dodał, że "mimo iż w tym miejscu były osoby cywilne, strzelali w bezpośredniej bliskości nas".
"To jest człowiek, który ma inną wrażliwość"
Reporter "Uwagi" TVN chciał dowiedzieć się od myśliwych, dlaczego lekceważą prawo i ludzi, którym nie podoba się ich hobby. Mimo zapewnień, nikt nie pojawił się o ustalonej godzinie w umówionym miejscu. Kilka dni później reporter przyjechał do siedziby koła łowieckiego Knieja. Pomimo kolejnych ustaleń, znowu nikogo nie było.
- Przeprowadziliśmy postępowanie wewnętrzne. Wiemy, że kłamie ten pan (Chmielewski - red.) w całej rozciągłości - powiedział w rozmowie telefonicznej Andrzej Wierzchowski, prezes Koła Łowieckiego Knieja w Oleśnicy pytany o atak jednego z myśliwych należących do koła na Mirona Chmielewskiego.
Dodał, że nagrania z zajścia nie widział i nie chce widzieć.
- Zastanawialiśmy się nad tym, czy po tym incydencie nie pójść do pana Chmielewskiego. Ale nie było chętnych. To jest człowiek, który ma inną wrażliwość, inne spojrzenie na łowiectwo. I ma do tego prawo - mówił Wierzchowski.
"Lobby myśliwskie jest niezwykle silne"
- Chcielibyśmy przede wszystkim rozwiązać problem. Chcielibyśmy znaleźć przyczynę takiego zachowania myśliwych, dlaczego strzelają w bezpośredniej bliskości zabudowań, dlaczego stawiają ambony na nie swoich terenach bez pytania właścicieli, bez zgody. Wystarczy przyjść i porozmawiać (...) Tego dialogu nie ma – wyjaśniał pan Miron.
- Znam miejsca w Polsce, gdzie pomimo że odbywają się nielegalne polowania, nikt nie ma odwagi zgłosić tego na policję, bo na przykład szefem policji jest myśliwy, prokuratorem jest myśliwy, nawet ksiądz jest myśliwym. Lobby myśliwskie jest niezwykle silne - zaznaczył dr Robert Maślak, zoolog z Uniwersytetu Wrocławskiego.
- Wszystkim, którym nie podoba się myślistwo lub, którzy są zagrożeni przez to, że w pobliżu ich domostw się odbywają polowania, radzę protestować oraz wykorzystywać również prawo, które mamy w tej chwili i nagłaśniać te sprawy. To jest jedyny skuteczny sposób. Jeśli o tym nie mówimy, to spraw nie ma – dodał.
Sprawa umorzona
Sprawa ataku myśliwego została umorzona. Prokurator uznał, że to zdarzenie nadaje się tylko do ścigania z powództwa prywatnego, a nie z urzędu. Miron Chmielewski zamierza założyć taką sprawę myśliwemu.
Autor: js//plw / Źródło: Uwaga TVN