Te doniesienia powinny skłonić premiera Donalda Tuska do podjęcia wszystkich możliwych działań w celu wyjaśnienia, czy te usterki mogły mieć wpływ na katastrofę - uważa SLD Leszek Miller. W programie "Jeden na jeden" szef SLD odniósł się w ten sposób do ujawnionych przez TVN24 dokumentów, z których wynika, że na kilka minut przed sobotnią katastrofą pod Szczekocinami doszło do dwóch awarii - zwrotnicy i semafora.
Miller stwierdził, że na miejscu premiera "wszcząłby teraz wszystkie możliwe śledztwa i uruchomił cały aparat, jakim dysponuje, bo sytuacja jest groźna". - Proszę zauważyć, że to jest piąty wypadek w ciągu 18 miesięcy. Jeden wypadek na trzy miesiące to jest stanowczo za dużo - zaznaczył Miller.
Dodał jednocześnie, że dzieje się tak w sytuacji, gdy zderzenia czołowe we współczesnym świecie zdarzają się niezwykle rzadko.
Według Millera, lista zaniedbań na kolei jest długa, wśród nich główny problem to niewystarczające wykorzystanie funduszy unijnych na modernizację kolei. Polska - jak przypomniał szef SLD - ma najwięcej w swojej historii pieniędzy na modernizację kolei, ale "skandaliczne nisko je wykorzystuje", bo w granicach ok. 3 proc.
Zdaniem Millera na fatalną sytuację na kolei wpływa też źle funkcjonujący schemat organizacyjny. - Każdy pociąg, który porusza się po naszych torach, jest obsługiwany przez 4 lub 5 spółek. One często ze sobą bardzo słabo współpracują. Czasami nawet zdarza się, że wśród tych spółek jest jednoosobowa spółka maszynisty, który jest w systemie samozatrudnienia, bo wtedy można go zmusić, żeby nie przestrzegał kodeksu pracy - powiedział Miller.
I dodał: - Stopień rozproszenia własności i odpowiedzialności, do jakiego doprowadzono w ostatnich czasach, stwarza zagrożenie.
Miller stwierdził, że o rozproszeniu odpowiedzialności na kolei świadczy choćby to, co stało się po sobotniej katastrofie. Na miejscu byli i prezydent i premier, ale brakowało - jak zaznaczył szef SLD - kompetentnego urzędnika PKP. - W ogóle się nie pojawili, bo pewnie czują się zwolnieni z odpowiedzialności - podkreślił Miller.
Uszkodzona zwrotnica
Ponieważ zwrotnica nie działała, nie dało się jej przełożyć tak, by pociąg Interregio zjechał na prawy tor w kierunku Sprowy. To mogło być powodem decyzji, aby skład pojechał torem niewłaściwym.
Wtedy jednak dyżurny ze Starzyn powinien uzyskać zgodę na taką jazdę od dyżurnego z drugiego posterunku i upewnić się, że tor jest wolny i dopiero wtedy zezwolić na wyjazd pociągu. W tym samym dokumencie można przeczytać, że do kolejnej usterki doszło na posterunku Sprowa, gdzie przed drugim z pociągów - z Przemyśla do Warszawy - wygasł sygnał zezwalający na jazdę. Wtedy podano tzw. sygnał zastępczy.
Zapisy kolejarzy pokazują również, że tylko w ostatnim miesiącu do podobnych usterek dochodziło kilka razy.
W sobotę wieczorem w pobliżu Szczekocin k. Zawiercia zderzyły się czołowo pociągi TLK "Brzechwa" z Przemyśla do Warszawy Wschodniej i Interregio "Jan Matejko" relacji Warszawa Wsch. - Kraków Główny.
Pociąg Warszawa-Kraków wjechał na tor, po którym z naprzeciwka poruszał się pociąg Przemyśl-Warszawa. Oba składy miały razem 11 wagonów. Zginęło 16 osób, a 57 zostało rannych.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24