- Leszek Miller startuje w Gdyni, bo służył tam w wojsku. Tym ciekawiej, że w łodzi podwodnej - tak Grzegorz Napieralski uzasadnił przeniesienie byłego premiera z rodzinnej na listy pomorskie. Sam zapewnił, że pojedynku z Bartoszem Arłukowiczem się nie obawia. - Ja startuję po coś - deklarował.
Pytany, dlaczego na jedynkach SLD prawie nie ma kobiet – na 41 okręgów tylko cztery – Napieralski odparł: - To trochę manipulacja. Mamy najwięcej kobiet na listach i najwięcej na miejscach liderskich. Ponad 35 procent na drugich i trzecich miejscach w okręgach wyborczych, w którym jest drugi mandat. Jedynka nie zawsze gwarantuje wejście – argumentował.
Ponadto, jak przypomniał, Piotr Gadzinowski wchodził do Sejmu zawsze z ostatniego miejsca. – Aż nie wszedł – zauważył prowadzący program. – Dobrze, ale zawsze wchodził, zobaczymy jak to jest. Nikt nie zapisał w ustawie 30 procent kobiet na pierwszych miejscach - dodał.
"Miller w Gdyni służył w wojsku"
Lider SLD był też pytany o innych polityków Sojuszu, którzy w ostatnich wyborach do Sejmu nie weszli – byłych premierów Leszka Millera i Józefa Oleksego. Obaj w tych wyborach dostali propozycję startu z list SLD, ale dużo poniżej ambicji: Oleksy miał być jedynką w Nowym Sączu (na Podkarpaciu Sojusz ma bardzo kiepskie wyniki), a Miller, zamiast Łodzi, skąd zawsze startował, dostał Gdynię.
Ten pierwszy odmówił. - Nie wiem, dlaczego. Paleta propozycji była naprawdę duża. Nowy Sącz to miasto, gdzie Józef Oleksy się urodził, jest jego rodzina, jest naprawdę poważany – argumentował Napieralski. A na pytanie, co z kolei Miller ma wspólnego z Gdynią, odparł: - Miller w Gdyni służył w wojsku.
- Ale w łodzi podwodnej – zauważył prowadzący. – Tym ciekawiej. Spędził tam dużą część swojego życia – ciągnął Napieralski.
"Ja startuję po coś"
Lider SLD zapewnił też, że nie boi się pojedynku w rodzinnym Szczecinie z byłym politykiem SLD, obecnie ministrem w rządzie Donalda Tuska, Bartoszem Arłukowiczem, bo „on startuje w tych wyborach po coś”.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24