Pan minister Ziobro trzyma wszystkie sznurki w swoim ręku i to od niego zależy, czy postępowanie będzie wszczęte - mówił w "Faktach po Faktach" Borys Budka (PO), komentując działania śledczych w sprawie zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia oszustwa, jakiego miałby się dopuścić prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Gdybym ja był prokuratorem, to nigdy bym nie wszczął takiego postępowania - odparł wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie w dalszym ciągu nie wydała decyzji co do wszczęcia śledztwa w sprawie tak zwanych "taśm Kaczyńskiego". Austriacki biznesmen Gerald Birgfellner w styczniu złożył zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia oszustwa przez prezesa Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego. Chodziło o budowę wieżowca w centrum Warszawy.
Obecnie trwa postępowania sprawdzające, w ramach którego Austriak był przesłuchiwany.
"Pan minister Ziobro trzyma wszystkie sznurki w swoim ręku"
O tym, czy prokuratura zadecyduje o wszczęciu śledztwa, dyskutowali w "Faktach po Faktach" w TVN24 we wtorek wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik (Solidarna Polska) i były minister sprawiedliwości w rządzie PO-PSL, poseł PO Borys Budka.
Stwierdził, że "każda taka decyzja polityczna jest nadzorowana przez pana ministra Ziobro".
- Pan minister [Zbigniew - przyp. red.] Ziobro stworzył narzędzia, które absolutnie podporządkowały politykowi prokuraturę - dodał. - Nie dziwię się, że pan prezes [Jarosław - re.] Kaczyński fatygował się aż na Aleję Róż [gdzie mieści się siedziba Ministerstwa Sprawiedliwości - red.] do ministra Ziobro, żeby omawiać bardzo ważne dla kraju sprawy, gdy pan minister Ziobro trzyma wszystkie sznurki w swoim ręku i to od niego zależy, czy postępowanie będzie wszczęte - ocenił parlamentarzysta PO.
- Prokuratura w Polsce nie jest niezależna i jest uzależniona od polityków - powiedział Budka.
"Koronny dowód, który pokazuje uczciwość prezesa Kaczyńskiego"
Michał Wójcik ocenił z kolei, że sprawa związana z ewentualnym postępowaniem "jest oczywista nawet dla studenta prawa". Odniósł się także do faktu, iż upłynął 30-dniowy termin, w trakcie którego śledczy powinni zdecydować o umorzeniu postępowania bądź wszczęciu śledztwa.
- 30 dni to jest termin instrukcyjny, czyli nie ma żadnych sankcji, jeśli prokurator, referent przekroczy ten termin - przekonywał wiceminister sprawiedliwości.
Wyjaśniał, że czynności w ramach postępowania sprawdzającego polegają "na zbieraniu różnego rodzaju dowodów, sporządzaniu notatek, przesłuchaniu składającego zawiadomienie".
W ocenie Wójcika w sprawie zawiadomienia złożonego przez austriackiego biznesmena nie doszło do wyczerpania znamion przestępstwa oszustwa.
- Jak mogło dojść do oszustwa, jeżeli nie było chęci przysporzenia sobie korzyści majątkowej? - podkreślał.
- Gdybym ja był prokuratorem, to nigdy bym nie wszczął takiego postępowania, bo ono ma bardzo charakterystyczną konstrukcję - jest to przestępstwo umyślne, musi być zamiar kierunkowy, ktoś musi chcieć oszukać kogoś - zaznaczył Wójcik.
Jak stwierdził wiceminister sprawiedliwości, "koronny dowód, który pokazuje uczciwość prezesa Kaczyńskiego, to właśnie są taśmy, na których mówi, że chce zapłacić".
"Oczywistym jest dla każdego, że w tej sprawie powinno być wszczęte postępowanie"
Budka prezentował odmienną opinię co do zasadności wszczęcia śledztwa. Mówił, że "oczywistym jest dla każdego, że w tej sprawie powinno być wszczęte postępowanie, bowiem materiał, który zna nawet opinia publiczna, budzi bardzo duże wątpliwości".
Stwierdził, że "gdyby na miejscu Jarosława Kaczyńskiego byłby każdy inny, zwykły obywatel, to już dawno wszczęto by postępowanie". - PiS obiecywał równość wobec prawa, tylko zapomniał dodać, że ta równość nie będzie dotyczyła czołowych działaczy PiS-u - dodał Budka.
- Na pewno te decyzje, które są w tej chwili podejmowane, będą w niedługim czasie zbadane przez dobrych, nowych prokuratorów, bo jestem przekonany, że to wszystko, co dzieje się wokół taśm i afery, w którą zaangażowany jest Jarosław Kaczyński, musi by zbadane - mówił. Dodał, że "nie zrobi tego prokuratura Zbigniewa Ziobry, ale zrobi to po wyborach [parlamentarnych - przyp. red.] niezależna prokuratura albo komisja śledcza powołana w przyszłym parlamencie".
"Nie ma żadnego układu prezesa Kaczyńskiego"
Michał Wójcik w "Faktach po Faktach" mówił, że "nie ma żadnego układu prezesa Kaczyńskiego". - Jest jedna formacja, która dobrze współpracuje z dwiema innymi formacjami i dobrze rządzi Polską - stwierdził, odnosząc się do współpracy partii wewnątrz obozu Zjednoczonej Prawicy. - To obciążamy marszałka Kuchcińskiego z tego powodu, że zniknęła tablica? - dziwił się.
Z kolei Borys Budka wskazywał, że "to oczywiste, że marszałek Kuchciński nie podejmuje decyzji samodzielnie". - Straż Marszałkowska dostała polecenie (żeby usunąć tablicę - przyp.red.), bo w PiS-ie panuje panika - stwierdził.
- Rozrysowaliśmy tę tablicę Kaczyńskiego i będziemy ją ponawiać. Będziemy wszędzie, gdzie się da pokazywać, o co tak naprawdę chodzi PiS-owi w polityce, o co chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu, gdy ugrupowania z nim związane, spółki, spółeczki, uwłaszczały się na majątku byłej PZPR - mówił. - Przecież wiemy doskonale, że to chodzi o wielkie pieniądze, tu nie chodzi o żadną ideologię, tu chodzi o setki milionów złotych - dodał.
Budka mówił również, że "o ile marszałek Kuchciński może schować jedną, drugą, trzecią tablicę, to niestety dla Prawa i Sprawiedliwości, tej prawdy nie ukryje". - Polacy wiedzą, co się kryje za taśmami Kaczyńskiego i prędzej czy później tę prawdę wyjaśnimy - przekonywał Budka.
Historia "taśm Kaczyńskiego"
W końcu stycznia "Gazeta Wyborcza" opublikowała zapisy i nagrania rozmowy z lipca 2018 roku między innymi prezesa PiS z austriackim biznesmenem Birgfellnerem, która dotyczy planów budowy w Warszawie dwóch wieżowców przez powiązaną ze środowiskiem PiS spółkę Srebrna.
Złożone pod koniec stycznia w prokuraturze zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Jarosława Kaczyńskiego dotyczy braku zapłaty za złożone austriackiemu biznesmenowi zlecenie związane z przygotowaniami do inwestycji budowy dwóch wieżowców.
W lutym prokuratura dwukrotnie przesłuchiwała Geralda Birgfellnera w związku ze złożonym zawiadomieniem. Prokuratura Okręgowa w Warszawie nałożyła dwie kary porządkowe po 3 tysiące złotych na Birgfellnera za niestawienie się na dwóch kolejnych przesłuchaniach.
Wniosek pełnomocnika austriackiego biznesmena, Romana Giertycha, o wyłączenie prokurator prowadzącej postępowanie sprawdzające w sprawie zawiadomienia złożonego przez Birgfellnera nie został uwzględniony.
Uzasadnieniem wniosku - jak przekazywał Giertych - były działania podejmowane na przesłuchaniu, które - jak mówił - "były próbą zapisania zeznań, które nie zostały wypowiedziane przez świadka" i "próbą utrwalenia w protokole tak zapisanych zeznań pomimo sprzeciwu świadka i jego pełnomocników".
"Gerald Birgfellner na celowniku prokuratury"
W czwartek "Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł zatytułowany "Gerald Birgfellner na celowniku prokuratury". Dziennikarze dowiedzieli się nieoficjalnie, że prokuratura rozważa wszczęcie śledztwa w sprawie próby wyłudzenia pieniędzy od spółki Srebrna przez Austriaka.
Jak wskazywała "GW", "oznaczałoby to całkowite odwrócenie ról w sprawie taśm Kaczyńskiego".
Autor: mjz//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24