- Plotki o tym, że Wałęsa to „Bolek” dotarły do mnie w czasie kampanii prezydenckiej w 1990 roku – przyznał w Magazynie 24 Godziny były premier Tadeusz Mazowiecki. Od kogo słyszał? - Nie od Kiszczaka - zapewnia.
- Gdybym postępował tak jak przeciwnicy Lecha Wałęsy, to bym tego użył. Ale uznałem, że to poniżej godności – tłumaczy teraz Mazowiecki. Jak mówi, podczas kampanii wyborczej w 1990 roku dowiedział się tylko „że coś jest”, ale bez szczegółów. Nigdy też nie kazał tych pogłosek sprawdzać. – Bo nawet jeśli cokolwiek by było, to Wałęsa odrobił to po wielokroć – dodał były premier.
"Postawa Wałęsy i jego rola w Polsce wystarczą, żeby go cenić. Wiedza, czy coś podpisał, czy nie, nie jest mi potrzebna, żeby mieć do niego szacunek". Tadeusz Mazowiecki
Na pytanie, czy w prywatnej rozmowie zadałby Lechowi Wałęsie pytanie, czy to on był TW Bolek, zdecydowanie odpowiada NIE. - Postawa Wałęsy i jego rola w Polsce wystarczą, żeby go cenić. Wiedza, czy coś podpisał, czy nie, nie jest mi potrzebna, żeby mieć do niego szacunek – tłumaczy Tadeusz Mazowiecki.
Pytany, czy jest pewien tego, że były prezydent nie współpracował z SB, tłumaczy tylko: - Sam Wałęsa powiedział, że „coś” tam było. Dlatego nie mogę powiedzieć, że ja zakładam, że był czysty.
Pierwszy niekomunistyczny premier Polski powtarza, że Lech Wałęsa dla niego i tak jest narodowym bohaterem. - Byłem przy nim w ‘80 i ‘82 roku, pamiętam jak został internowany, i jak ważną rzeczą była wtedy jego postawa. Gdyby była inna, to "Solidarność” zostałaby zrujnowana – ocenia.
Odnosząc się do głośniej publikacji IPN „SB a Lecha Wałęsa. Przyczynek do biografii” Mazowiecki stwierdza, że książka jest częścią politycznej kampanii. – Chodzi o odebranie wolności Wałęsie, a współautorzy tej kampanii nie kryją, że chodzi o obalenie III RP – tłumaczy były premier. Jak mówi – „boli go", że prezes IPN dał publikacji pieczęć instytutu. – Nie łudźmy się, to nie jest debata nad pracą naukową tylko kampania polityczna. Mnie to boli, bo rzeczą szkodliwą dla Polski jest zmienianie wspólnego zwycięstwa w klęskę i jakąś podejrzaną sytuację – ocenia.
Pytany czy jest po lekturze książki IPN, tłumaczy, że jeszcze „nie całkowicie”, bo – jak mówi: nie pasjonuje mnie lektura dokumentów SB.
"Grubą kreskę zafałszowano dla wygody politycznej"
Pytany o komentarz do fragmentu wyemitowanego w TVN filmu „Trzech kumpli”, na którym były pracownik Służby Bezpieczeństwa, stwierdza że do tej pory akta służb wykorzystywane są do szantażu byłych współpracowników SB, były premier odpowiada: - Żyjemy w wolnej Polsce, więc niech się nie dają szantażować. Mają środki obrony przeciwko szantażowi.
"Grubą kreskę zafałszowano dla wygody politycznej. Ona znaczyła tylko tyle, że odtąd jest początek innej historii. Że dla wszystkich ludzi i tych z PZPR demokracja oferuje nowe miejsce. Nigdy nie powiedziałem, że ludzie nie maja być rozliczani za błędy i zbrodnie". Tadeusz Mazowiecki
Broni tez ogłoszonej w 1989 roku w swoim expose „grubej kreski”. – Ona znaczyła tylko tyle, że odtąd jest początek innej historii. Że dla wszystkich ludzi i tych z PZPR demokracja oferuje nowe miejsce – tłumaczy ówczesny premier, oskarżając politycznych przeciwników o zafałszowanie znaczenia tej wypowiedzi.
– Dla wygody politycznej stała się pałką.(…) Ja nigdy nie powiedziałem, ze ludzie nie maja być rozliczani za błędy i zbrodnie – dodaje.
Tadeusz mazowiecki zapewnia, że tego, co wówczas powiedział, nie żałuje i dziś zrobiłby to samo. - Po 16 miesiącach moich rządów było 18 lat innych. Dlaczego ja miałbym odpowiadać, a Kaczyńscy nie? – pyta retorycznie były premier.
Przyznaje jednak, że polska demokracja źle poradziła sobie z lustracją. – Od początku chciano to zrobić w sposób niecywilizowany. Zaciążyło nad nią to, że wykorzystano ją do walki politycznej – twierdzi były premier.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24