Naprzeciw sobotniego płockiego marszu równości stanęli narodowcy, którzy przyszli na kontrmanifestację z dziećmi. Część najmłodszych uczestników protestu przy aprobacie dorosłych wznosiła wulgarne okrzyki pod adresem uczestników marszu. - Tutaj doszło do jakiejś eskalacji - ocenia Konrad Dulkowski z Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Psychiatra sądowy doktor Jerzy Pobocha dodaje z kolei, że w Polsce "rosną nowe kadry kiboli". Materiał magazynu "Polska i Świat".
Narodowcy wyszli na ulice Płocka, przekonując, że idą protestować przeciwko deprawacji dzieci. Kontrmanifestujące z nimi pociechy wołały do pokojowo maszerujących "je..ć was".
Według narodowców deprawacją nie jest ani przyprowadzanie dzieci na nielegalne i homofobiczne manifestacje, ani uczenie ich wulgarnych słów i gestów. W ich mniemaniu deprawacją jest pokojowy marsz i hasła: miłość, równość, tolerancja.
- Tutaj doszło do jakiejś eskalacji. Ci chłopcy, którzy byli pozbawieni jakiejkolwiek opieki dorosłych, a wręcz przeciwnie: dorośli, którzy tam byli z nimi, wręcz wydawali się być zadowoleni z tego, że "o, proszę bardzo, młodzi też krzyczą razem z nami" - ocenia Konrad Dulkowski z Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych.
"Rosną nowe kadry kiboli"
W sobotę w Płocku legalnie zgłoszoną manifestacją był pierwszy w historii miasta marsz równości - objęty patronatem prezydenta Płocka. Mimo że od kilku tygodni środowiska kiboli zapowiadały swój aktywny sprzeciw, według szacunków płockiego ratusza, w paradzie wzięło udział około dwóch tysięcy osób.
Wielu uczestników zatrzymywało się w trakcie marszu, żeby porozmawiać z protestującymi. Podczas jednego z takich spotkań kontrmanifestanci zaczęli kłócić się z obrońcą praw społeczności LGBT. Rozmowę przerywały dzieci okrzykami "Ku..sa do buzi weź".
Doktor Jerzy Pobocha twierdzi, że w Polsce "rosną nowe kadry kiboli". - W podobny sposób będą się wypowiadać w stosunku do swoich żon, dzieci, w jakichś innych tego typu sytuacjach społecznych - stwierdził psychiatra sądowy.
- Po prostu wulgarność będzie takim stałym elementem ich zachowania - dodaje.
"Interweniować jak najszybciej"
Większość obecnych na manifestacji dzieci nic nie krzyczało i nie wykonywało obraźliwych gestów. Ale uważnie patrzyły i słuchały, co krzyczą i pokazują ich opiekunowie oraz ludzie wokół nich. Jedna z kobiet, która na początku stała obok protestu, zaatakowała policjanta, choć chwilę wcześniej trzymała za rękę chłopca.
Działacze Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych byli na marszu równości w Płocku. Złożyli zawiadomienie do prokuratury o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez rodziców, którzy - zdaniem ośrodka - nie objęli dzieci należytą opieką.
Zawiadomienia o uwiecznionych na nagraniach sytuacjach działacze wysłali też do Sądu Rodzinnego w Płocku i do Rzecznika Praw Dziecka i Rzecznika Praw Obywatelskich.
Doktor Agnieszka Siedler z akademii pedagogiki specjalnej uważa, że w przypadku dzieci zawsze dobrze jest "interweniować jak najszybciej". - Wtedy mamy większą możliwość wprowadzenia jakiejś zmiany, a trudno jest zmienić nawyki, które są już utrwalone - przyznała.
Według służb mundurowych na kontrmanifestację przyszło około 150 osób. Dwie zatrzymała policja.
Autor: asty//now / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24