- Maria Żodzik pochodzi z Białorusi, od marca 2024 roku ma polskie obywatelstwo.
- Początki były trudne, bo łączyła treningi z pracą w jednym z fast foodów. W końcu jednak dopięła swego.
- W finale lekkoatletycznych mistrzostw świata w Tokio poprawiła rekord życiowy (200 cm) i zdobyła srebrny medal. Była jedyną reprezentantką Polski, która w stolicy Japonii stanęła na podium.
- WIĘCEJ SPORTU W EUROSPORT.TVN24.PL
21 września 2025, Tokio.
Poprzeczka zawieszona jest na wysokości 200 cm, bardzo wysoko. Trzecia próba, decydująca, ostatnia. Być albo nie być - albo będzie medal, albo miejsce poza podium. Medal i wzbudzający szacunek rekord życiowy. Konkurs skoku wzwyż wznowiono właśnie po ulewie. Pada i tak, na tartanie większe i mniejsze kałuże. Masza, jak wszyscy ją nazywają, rusza, odważnie, na przeciwności nie zważając. Poprzeczka po skoku drży, drży i drży... na szczęście nie spada. Nie spada, zostaje na stojakach! Trener Paweł Wyszyński ogląda to z trybun. Pojawiają się łzy, wcale ich nie ukrywa - dlaczego miałby to robić? Jest medal dla Polski!
Złoto - Nicola Olyslagers (Australia) 200 cm. Srebro - Maria Żodzik (Polska) 200 cm, więcej zrzutek od Olyslagers. Brąz - Angelina Topić (Serbia), Jarosława Mahuczich (Ukraina) po 197 cm.
- Ten medal jest podziękowaniem dla Polski. Za to, że mnie przyjęła, że pozwoliła realizować marzenia. Jestem już swoja - mówi Żodzik tuż po konkursie. Tylko ona z biało-czerwonych dostała się w tej imprezie na podium.
Pod ogromnym wrażeniem jest Artur Partyka - w latach 90. skoczek wzwyż wybitny, srebrny i brązowy medalista olimpijski. - Kiedy lunęło, od razu pomyślałem o Jacku Wszole i Montrealu 1976, jak w deszczu Jacek poustawiał i Dwighta Stonesa, i Grega Joya. Maria nie boi się takich warunków, idzie na maksa. Ona była w tym sezonie niedoceniana, a to dziewczyna ze ścisłej światowej czołówki. I proszę, jest srebro. I to w jakim stylu, w jakich okolicznościach! Coś nieprawdopodobnego, naprawdę wielka sprawa, wielka rzecz - mówi Partyka dla TVN24+.
Jak tamte wydarzenia wicemistrzyni świata widzi dzisiaj? - Nie była to jakoś stresująca sytuacja, chociaż ta długa przerwa - wiadomo, że wytrąciła mnie z rytmu i na pewno nie pomogła - wyjaśnia Masza. - Dwie próby na dwa metry dałam sobie na sprawdzenie rozbiegu, a w trzeciej trzeba już było zrobić wszystko dobrze technicznie, po prostu. Kiedyś w tak deszczowych warunkach zupełnie sobie nie radziłam, bałam się skakać. Ale w ostatnich sezonach do tego przywykłam i wiedziałam, że dam radę, że jest, jak jest, więc muszę sobie poradzić. Wyobrażałam sobie, że nie pada i jest sucho.
"Trenowałam i pracowałam, czasami trening był rano, czasami wieczorem"
Baranowicze, zachodnia Białoruś, obwód brzeski, w okresie międzywojennym ważny ośrodek gospodarczy II Rzeczypospolitej i największe miasto województwa nowogródzkiego. W wyniku polsko-radzieckiej umowy z 16 sierpnia 1945 roku całe województwo przeszło pod władanie Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, od początku lat 90. część Białorusi. Stąd Masza pochodzi, z Baranowicz. Na świat przyszła 19 czerwca roku 1997. Dlaczego podjęła decyzję tak trudną, by ojczyznę opuścić? By zostawić rodzinne strony i najbliższych? Miała marzenie - zostać olimpijką, wystartować w przełożonych ze względu na pandemię z roku 2020 na 2021 igrzyskach w Tokio. Jako Białorusinka szansy na to nie dostała... przez rzekomy błąd Białoruskiej Federacji Lekkoatletycznej, która nie zadbała o wykonanie wystarczającej liczby testów antydopingowych. Okazało się, że wynoszący wtedy 196 cm rekord życiowy dałby Marii w Tokio znakomite piąte miejsce.