To nie może być przeoczenie. Nie wydaje mi się to prawdopodobne, w Kancelarii Prezydenta pracuje cały sztab ludzi, kilkaset osób - mówił w "Faktach po Faktach" Kazimierz Marcinkiewicz. Były premier ocenił w ten sposób decyzję prezydenta o tym, żeby pierwsze posiedzenie Sejmu nowej kadencji odbyło się tego samego dnia, co nieformalny szczyt UE na Malcie.
Gość TVN24 skomentował m.in. trwający spór o to, kto będzie reprezentował Polskę 12 listopada podczas nieformalnego spotkania Rady Europejskiej ws. migrantów.
Zwykle w takich szczytach brał udział polski premier, jednak zgodnie z decyzją prezydenta, tego samego dnia Ewa Kopacz powinna być w Warszawie, by osobiście złożyć dymisję swojego rządu podczas pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji.
- To jest złośliwość, uszczypliwość wobec pani premier, żeby nie pojechała, nie pożegnała się (z innymi członkami Rady Europejskiej - red.). Polska na tym traci - tak Marcinkiewicz odniósł się do propozycji prezydenta, by pierwsze posiedzenie nowego Sejmu odbyło się właśnie 12 listopada.
"To nie mogło być przeoczenie"
Jak tłumaczył, Andrzej Duda miał do wyboru inne daty, bo zgodnie z konstytucją takie posiedzenie powinno się odbyć najpóźniej 24 listopada. Dodał, że prezydent nie zdecydował o tej dacie przypadkowo.
- Nie wydaje mi się to prawdopodobne, żeby mogło dojść do przeoczenia w Kancelarii Prezydenta, dlatego że tam pracuje cały sztab ludzi, to jest kilkaset osób - mówił Marcinkiewicz.
Były premier przekonywał, że wobec zaistniałej sytuacji to prezydent powinien polecieć na wspomniany szczyt. - Ten, kto nawarzył tego piwa, powinien je wypić - tłumaczył Marcinkiewicz.
Jak stwierdził, Andrzej Duda powinien też rozważyć udział w innym spotkaniu, które odbędzie się na Malcie dzień wcześniej, 11 listopada. Chodzi o szczyt Unia Europejska-Afryka.
- Ten szczyt jest ważny dla Polski z dwóch powodów: migracyjnego, ale także dlatego, że polskie interesy w Afryce są coraz bardziej poważne - przekonywał Marcinkiewicz. Jak mówił, polscy przedsiębiorcy chętnie inwestują na tym kontynencie, w dodatku są tam mile widziani.
- Milej niż inne kraje zachodniej Europy, ze względu na historię - dodał były premier, mając na myśli fakt, że w odróżnieniu od wielu europejskich krajów, Polska nie posiadała w Afryce swoich kolonii.
"Kibicuję Beacie Szydło"
Były premier skomentował też sposób, w jaki powstaje nowy rząd PiS, na czele którego ma stanąć Beata Szydło.
- Kibicuję jej tak naprawdę od momentu, kiedy zobaczyłem duże uszczypliwości wobec niej w samym obozie Prawa i Sprawiedliwości. To się zaczęło w ostatnim tygodniu wyborczym - mówił Marcinkiewicz.
On sam po wyborach w 2005 r. był w podobnej sytuacji, kiedy powierzono mu zadanie sformowania rządu PiS, jednak jak zaznaczył, 10 lat temu miał więcej swobody, niż dziś ma Szydło.
- Jedna trzecia (mojego rządu - red.) to byli ludzie spoza Prawa i Sprawiedliwości, zupełnie przeze mnie wybrani, oczywiście przez PiS i Jarosława Kaczyńskiego zaakceptowani. Ale to była przynajmniej jedna trzecia - mówił Marcinkiewicz.
Jego zdaniem Szydło "nie ma żadnego pola manewru", bo kandydaci do jej rządu zostali wybrani w pierwszym powyborczym tygodniu, kiedy była na urlopie.
Ocenił, że to Jarosław Kaczyński powinien teraz zostać premierem. Ocenił też, że zwycięstwo PiS w wyborach parlamentarnych to nie tylko zasługa Szydło, ale także prezesa partii. Przypomniał, że Kaczyński włączył się do pracy przed wyborami, kiedy "kampania Szydło zaczęła upadać".
- Ja nawet myślałem, że to zaszkodzi, natomiast okazało się, że absolutnie nie, to pomogło - dodał Marcinkiewicz.
Autor: ts/ja / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24