Janusz Maksymiuk jest kłamcą lustracyjnym - orzekł w piątek wrocławski sąd. Według IPN jeden z liderów Samoobrony był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Roman. Lustrowany zapowiedział już apelację.
W archiwach Instytutu nie zachowały się jednak teczki Maksymiuka. Jest tylko informacja o zarejestrowaniu z 1983 roku i wyrejestrowaniu sześć lat póżniej.
Były poseł tłumaczył przed sądem, że co prawda czterokrotnie był namawiany do współpracy z SB, ale nigdy nie uległ. Namawiać Maksymiuka, a nawet przynieść gotowe do podpisania zobowiązanie do współpracy miał jego kolega z wojska, esbek Czesław G.
"Nie będziecie mieli ze mnie pożytku"
- Tłumaczyłem Czesiowi trochę pół żartem, pół serio, że ze mnie nie będą mieli żadnego pożytku, bo do opozycji nie należę, a i obywatelem jestem lojalnym. Wtedy należałem do PZPR - mówił Janusz Maksymiuk w sądzie. Dodawał, że najczęściej to Czesław G. przyjeżdżał do niego i spotykali się w jego gospodarstwie.
Gdy ostatecznie odmówił współpracy, G. poprosił go, aby ten potwierdził jedynie, że się spotykają, rozmawiają ze sobą. Jeden z liderów partii Andrzeja Leppera zaznaczał, że nigdy nie napisał żadnego sprawozdania, nigdy nie pobierał wynagrodzenia.
Janusz Maksymiuk złożył oświadczenie lustracyjne startując do Sejmu w 2007 roku. Twierdził w nim, że nie był tajnym współpracownikiem SB.
Źródło: PAP, Polskie Radio, Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24