Mateusz Morawiecki wprawdzie przepisał nieruchomości na żonę, ale to on egzekwował długi od najemców, którym wynajmowała lokale - informuje w środę "Gazeta Wyborcza". Dziennik potwierdził to w rozmowie z jednym z najemców. - Nie wiedziałem, że szef banku potrafi tak dręczyć, męczyć, wypisywać tasiemcowe SMS-y, dopominając się o pieniądze - mówił "GW" Jan Rzeżuchowski.
Mateusz i Iwona Morawieccy 20 grudnia 2013 roku zawarli umowę o podziale swojego majątku. Od tego czasu premier nie musi wykazywać w oświadczeniach majątkowych nieruchomości, które należą do jego żony.
Tymczasem jak oszacował Onet, przez ręce małżeństwa w ostatnich latach przeszły nieruchomości warte prawie 120 milionów złotych. Portal podał też, jakie nieruchomości przeszły na własność żony premiera w wyniku podziału majątku. Przychód Iwony Morawieckiej z samej tylko sprzedaży kilku z nich przekroczył w ostatnich trzech latach 21 milionów złotych - stwierdził Onet.
Portal napisał ponadto, że to Mateusz Morawiecki doglądał rozliczeń związanych z przepisanymi na żonę nieruchomościami. Przypadek opisany przez Onet dotyczył lokalu użytkowego przy placu Grunwaldzkim we Wrocławiu, w którym studencki pub prowadził Jan Rzeżuchowski.
W środę "Gazeta Wyborcza" opublikowała artykuł Marcina Rybaka, który dotarł do pana Jana. Mężczyzna opowiada, że w grudniu 2013 r., czyli po przepisaniu przez Mateusza Morawieckiego większości majątku na żonę Iwonę, to nie ona zajmowała się interesami, tylko jej mąż i to bardzo stanowczo egzekwując długi.
"Iwona Morawiecka nie angażowała się wtedy w rozmowy dotyczące inwestycji w nieruchomości. Ale od kilku lat intensywnie działa na tym rynku, sprzedając i kupując" - napisała "GW".
Rzeżuchowski: Morawiecki wytwarzał taką atmosferę, że człowiek chciałby uciekać
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Jan Rzeżuchowski przekazał, że jego współpraca biznesowa z Morawieckimi rozpoczęła się około 10 lat temu. - Mój ojciec był właścicielem lokalu użytkowego na placu Grunwaldzkim. Ja prowadziłem tam pizzerię, a później bar Remont. Następnie ojciec sprzedał lokal Iwonie oraz Mateuszowi Morawieckim i przez dwa lata oni mi go wynajmowali. Warunki umowy były takie same jak z ojcem. Po jakimś czasie najemcą została moja partnerka biznesowa, ale to ja cały czas prowadziłem interes - mówił.
Zapytany, czy odczuł w swoich relacjach z Morawieckimi fakt, że w grudniu lokal stał się własnością żony obecnego premiera, Rzeżuchowski odparł, że "nie". - Cały czas kontaktował się ze mną wyłącznie Mateusz Morawiecki - oświadczył.
Mężczyzna przekazał, że poznał premiera i jego żonę. Jak mówił, był u nich w domu w Warszawie. - Pan Mateusz starał się być miły, ale w sprawach zaległości czynszowych wytwarzał taką atmosferę, że człowiek chciałby uciekać - stwierdził. - Nie wiedziałem, że szef banku potrafi tak dręczyć, męczyć, wypisywać tasiemcowe SMS-y, dopominając się o pieniądze. W życiu nikogo takiego nie spotkałem - dodał.
Mężczyzna przekazał, że w szczycie zadłużenia winny był 50-60 tysięcy złotych za "dwa, góra trzy miesiące zaległości". Rzeżuchowski był dopytywany przez "Wyborczą", czy Mateusz Morawiecki proponował jakąś pomoc lub ugodę. - Proponował, żebym pieniądze pożyczył od ojca. Kiedyś mieliśmy spotkanie w hotelu Radisson. W ramach pomocy dla młodego biznesmena podniósł mi czynsz - mówił.
Rzeżuchowski: Morawiecki szukał nieruchomości, które dałyby zysk po 7,5 roku
Jak powiedział "Wyborczej" mężczyzna, "Morawiecki szukał nieruchomości do kupienia za gotówkę". - Takich, z których inwestycja zwraca się najwyżej po 7,5 roku. Dałem mu kontakt do znajomej z rynku nieruchomości - mówił.
Rzeżuchowski mówił też "GW", że nie przypomina sobie rozmów na temat inwestycji w nieruchomości z Iwoną Morawiecką. - Z jej ust padały raczej ogólniki w stylu: "wszystko fajnie, ale czynsz trzeba płacić" - stwierdził.
Na pytanie, jak zakończyła się jego współpraca z Morawieckimi, rozmówca "Wyborczej" przekazał, że obecny premier zerwał wszelkie kontakty tuż przed przejściem do polityki.
Redakcja tvn24.pl zwróciła się do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów z prośbą o komentarz do nowych ustaleń "Gazety Wyborczej". Do czasu publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Źródło: "Gazeta Wyborcza", tvn24.pl