W SLD przekonują, że Magdalena Ogórek ma wszystko, co potrzebne do rządzenia. Jest dla nich „symbolem nowoczesnej Polski” i szansą na zjednoczenie lewicy. Czy to możliwe, gdy nawet przedstawiciele lewej strony sceny politycznej widzą w niej, póki co, jedynie „inną formę paprotki”? Sama Ogórek na to pytanie nie odpowie, bo jej pomysł na kampanię wyborczą nie przewiduje rozmów z dziennikarzami.
Wystawienie przez SLD Magdaleny Ogórek do walki o prezydencki fotel pozostaje do tej pory największym zaskoczeniem tych wyborów. Do pierwszych dni stycznia związki 36-latki z Rybnika z polityką miały luźny charakter, mimo że z Sojuszem związana jest od ponad 10 lat.
„Aniołek” i pani doktor
W 2010 roku opinia publiczna poznała ją jako „aniołka Sojuszu” (wymiennie „aniołka Napieralskiego”), gdy u boku ówczesnego szefa partii pomagała mu w osiągnięciu dobrego wyniku w wyborach prezydenckich. Rok później, już na własny rachunek, walczyła o mandat do Sejmu z okręgu rybnickiego. Wtedy czołowi politycy partii przedstawiali ją częściej jako „nową lwicę lewicy” i osobę tak poważną, jak doktorski stopień przed jej nazwiskiem (pracę broniła w 2009 r. na Uniwersytecie Opolskim).
Aleksander Kwaśniewski mówił wtedy o niej tak: „Polska demokracja potrzebuje młodych, zdolnych, doświadczonych ludzi. Magda Ogórek jest taką właśnie osobą. Wspaniała, przygotowana, będzie dobrze Was reprezentować. Będzie wierna i wartościom lewicy, i swoim wyborcom”. Ale wyborcy nie uwierzyli. Mimo poparcia byłego prezydenta – a także m.in. Ryszarda Kalisza – Ogórek nie została posłanką. Zresztą jej związki z byłym szefem MSWiA były swojego czasu dużo bliższe. Kalisz świadkował nawet na jej ślubie z poznanym w ministerstwie Piotrem Mochnaczewskim (był jej szefem).
Katoliczka bez przesady
Ogórek otwarcie mówi o swoim przywiązaniu do katolicyzmu. Jako historykowi kościoła nie przeszkadza jej to jednak w wygłaszaniu krytycznych słów pod adresem hierarchów, nie sympatyzuje też z prawicowymi publicystami. Z drugiej strony z bardzo dużym dystansem podchodzi do działalności ruchu feministycznego w Polsce. „Polski feminizm w wykonaniu jego niektórych przedstawicielek jest zjawiskiem jedynym w swoim rodzaju - woła bowiem donośnie tylko wtedy, gdy na publicznej debacie pojawia się sprawa czyjejś kontrowersyjnej ciąży” - pisała w jednym z usuniętych później wpisów na Facebooku.
W tym samym, w którym broniła prof. Bogdana Chazana. Powołując się na „klauzulę sumienia” lekarz odmówił w kierowanym przez siebie szpitalu aborcji kobiecie w 25. tygodniu ciąży. Nie wskazał też innego szpitala, w którym mogłaby wykonać zabieg, choć zgodnie z ustawą o zawodzie lekarza miał taki obowiązek. - „(…) Cieszmy się wolnością sumienia i przekonań. Taką wolność ma również prof. Chazan. Oczywiście, pod warunkiem że z tej wolności korzysta bez przekraczania granic prawa” - wskazywała wtedy Ogórek.
Pisząc o poglądach kandydatki SLD w wyścigu prezydenckim trzeba robić to ostrożnie, bo sama pani doktor mówi o nich dość enigmatycznie i ogólnikowo.
Stażystka z doświadczeniem
Od pierwszych dni stycznia, gdy Leszek Miller ogłosił jej nominację, znacznie częściej musi się tłumaczyć ze swojego życiorysu.
"Nie rozbiłam rodziny, męża poznałam kilka lat po jego rozwodzie, sama nie jestem rozwódką” – pisała kilka dni po konferencji prasowej, na której została przedstawiona jako kandydatka Sojuszu w wyborach. Później, po tym jak media doniosły o problemach jej męża z prokuraturą (prokuratorzy wszczęli śledztwo ws. możliwego przywłaszczenia mienia znacznej wartości przez Mochnaczewskiego), zapewniała: „Chciałam Państwa poinformować, że rozpoczęły się próby niszczenia moich przyjaciół, rodziny, znajomych. W ostatnich dniach podjęto starania, by zmusić mnie do wycofania z wyborów. To próba niszczenia demokracji i łamania mnie jak niegdyś premiera Cimoszewicza”. Przy okazji zapewniała jednak, że „się nie wycofa!”.
W międzyczasie dziennikarze zaczęli też prześwietlać jej zawodową przeszłość. Na stronie internetowej Sojuszu Ogórek przedstawiana była jako osoba z dużym doświadczeniem w administracji państwowej. „Ma za sobą pracę m. in. w kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, Centrum Informacyjnym Rządu za czasów premiera Leszka Millera, przez trzy lata była szefową gabinetu politycznego Grzegorza Napieralskiego. Była latach 2012-14 konsultantem w Narodowym Banku Polskim; w latach 2002-05 pracowała w administracji państwowej, m.in. Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji i Biurze Integracji Europejskiej” - pisano o niej.
Gdy dorobkowi Ogórek przyjrzała się „Polityka”, wyszło na jaw, że rzeczywistość tak różowo nie wygląda. W Kancelarii Prezydenta odbywała kilkutygodniowy bezpłatny staż studencki. W KPRM także jedynie stażowała. W MSWiA była jednym z szeregowych pracowników departamentu, którym kierował jej przyszły mąż a w NBP współpracowała przez dwa lata na podstawie umów cywilno-prawnych (według „Polityki” Ogórek robiła tam m.in. „kwerendę do realizacji dwóch filmów powstających na zamówienie NBP” oraz wyszukiwała „ciekawostki historyczne”).
Dwucyfrowy wynik albo…?
Wtedy też na sejmowych korytarzach politycy innych partii pytani o Ogórek odpowiadali głównie ironicznymi uśmiechami. Jedni dodawali przy tym, że jej kandydatura jest „żartem z powagi urzędu prezydenckiego” (Janusz Palikot), inni wytykali jej „marionetkowość”. – Mamy do czynienia z inną formą paprotki – przekonywała Wanda Nowicka, wicemarszałkini Sejmu z Twojego Ruchu.
Ci, którzy nie chcieli w życiorys Ogórek wnikać zbyt głęboko, ograniczali się z kolei do porównań, że jej kariera polityczna będzie zapewne równie epizodyczna jak kariera telewizyjna i filmowa. Kandydatka SLD była bowiem w młodości statystką na planach kilku seriali i filmów (m.in. w „Na dobre i na złe”, „Lokatorach” oraz „Los Chłopacos). – Dzięki pieniądzom zarobionym na planie, byłam w stanie opłacić wynajem mieszkania podczas studiów w Warszawie – opowiadała wtedy cierpliwie.
Wiary w swoją kandydatkę nie traci jednak Leszek Miller. – Pani doktor jest symbolem zgody narodowej, nie jest przedstawicielem czy szefem żadnego z walczących w Polsce plemion czy partii politycznych, jest bezpartyjna – wyliczał lider SLD, zapowiadając jej nominację.
Ale nawet w jego partii pomysłu wyborczego byłego premiera nie kupują wszyscy i wskazują, że jeżeli Ogórek nie osiągnie dwucyfrowego wyniku, to odpowiedzialność za fiasko całej operacji spadnie właśnie na głowę Millera.
Autor: ŁOs / Źródło: tvn24.pl, PAP