To ewidentnie efekt szerszej polityki tego rządu i Jarosława Kaczyńskiego, który jako wicepremier do spraw bezpieczeństwa, od samego początku tego konfliktu, nawołuje do przemocy - powiedziała w Sejmie posłanka Lewicy Magdalena Biejat, która na proteście dzień wcześniej została potraktowana gazem łzawiącym przez nieumundurowanego policjanta.
Protest Strajku Kobiet pod hasłem "Blokada Sejmu" rozproszył się w środę wieczorem na ulicach Warszawy z powodu blokady ulic wokół parlamentu. Kamery TVN24 zarejestrowały między innymi sytuację, gdy w tłumie doszło do przepychanek, a do akcji wkroczyli zamaskowani mężczyźni z pałkami teleskopowymi i gazem łzawiącym.
Wśród osób, które zostały potraktowane gazem jest posłanka Lewicy Magdalena Biejat. W rozmowie z dziennikarzami opowiedziała o tej sytuacji.
- Wczoraj na Placu Powstańców Warszawy zebrali się pokojowo protestujące kobiety i wspierający ich mężczyźni, którzy nie mogli się dostać przed Sejm, ponieważ był obstawiony warstwami barierek i zasiekami - relacjonowała. - Była puszczona muzyka, skandowano hasła, to, co zwykle dzieje się na pokojowych demonstracjach - opisała.
Posłanka opowiadała dalej, że w pewnym momencie policja zaczęła zamykać Plac Powstańców, uniemożliwiając osobom zgromadzonym rozejście się. - Kiedy zamknięto wszystkie możliwe wyjścia, uniemożliwiono demonstrującym powrót do domu, policja użyła przeciwko nim gazu - powiedziała.
- To ewidentnie efekt szerszej polityki tego rządu i Jarosława Kaczyńskiego, który jako wicepremier do spraw bezpieczeństwa od samego początku tego konfliktu nawołuje do przemocy - skomentowała. Dodała, że to, że ona, ale też inne osoby zostały potraktowane gazem, świadczy o tym, "do czego takie słowa i do czego taka polityka prowadzi".
Biejat: próbowałam deeskalować sytuację, wezwać policję do nieużywania przemocy
Biejat mówiła dalej, że na placu spotkała grupę osób, w stosunku do której czynności podejmowali nieumundurowani policjanci, nie legitymując się, co - jak powiedziała - "jest niezgodne z prawem". - Z tego, co mówili mi potem świadkowie, czynności polegały na wyciąganiu siłą z tłumu stojące tam młode dziewczyny - opisała.
Posłanka pytana była potem o szczegóły sytuacji pokazanej na nagraniu, które opublikowano w sieci. - Poszliśmy tam z dziennikarzami i innymi posłami, starając się deeskalować sytuację. To, co trzymam w ręku na nagraniu, to moja legitymacja poselska, bo próbowałam w tamtym momencie przeprowadzić interwencję poselską i wezwać policję do tego, żeby przestała używać przemocy do pokojowo demonstrujących osób, żeby przestała bić ich pałkami i lać gazem na oślep po oczach - opowiadała.
- W momencie, gdy starałam się interwencję przeprowadzić, jeden z policjantów nieoznakowanych, w cywilu, strzelił mi gazem w oczy, po czym ukrył się za szpalerem nieumundurowanych policjantów - wyjaśniła.
Dopytywana, czy jest pewna, że policjanci widzieli jej legitymację poselską, przed użyciem gazu, odpowiedziała, że "nie może ręczyć za to, co zauważyli wszyscy policjanci". - Cały czas występowałam tam jako posłanka, legitymowałam się każdemu policjantowi, z którym wchodziłam w kontakt, miałam wyraźnie przed sobą, na wysokości twarzy, legitymację poselską i wyraźnie komunikowałam, że jestem posłanką - podkreśliła.
Partia Razem podała, że po użyciu gazu Biejat "praktycznie nie mogła kontynuować wykonywania poselskich obowiązków na demonstracji".
Biejat zapowiada skargę do Komendanta Głównego Policji
Posłanka Lewica przypomniała, że obowiązkiem jej, ale również każdego posła, jest "bycie z ludźmi, bronienie ich praw" oraz "sprawowanie kontroli nad władzami publicznymi". Pytana o dalsze kroki w sprawie środowych wydarzeń, Biejat zapowiedziała, że "na pewno będziemy składać skargę do Komendanta Głównego Policji". - Jaką ona będzie przybierała formę i co się w niej znajdzie, to na pewno podamy do publicznej wiadomości - wyjaśniła.
Źródło: tvn24.pl, TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: Partia Razem, instagram.com/zxlifeofmyownxz