Ponad pół roku w kajaku, dziewięć tysięcy pokonanych kilometrów, sztormy w trójkącie bermudzkim i awarie. W końcu: meta. 67-letni Olek Doba z Polic dobił w czwartek wieczorem do brzegów Florydy. Płynął sam, wykorzystując jedynie siłę swoich mięśni. Jego wyczyn to pierwsza udana próba przepłynięcia kajakiem z Europy do Ameryki Północnej. Przyjaciele kajakarza mówią, że "kajakować będzie jeszcze 30 lat". Boją się tylko o to, żeby nie zabrakło mu oceanów.
67-letni Doba dopłynął do brzegów Florydy w czwartek o godz. 20.05 czasu lokalnego. Żeby się tam znaleźć, musiał pokonać w linii prostej ok. 9 tys. kilometrów. W rzeczywistości przepłynął jednak o kilka tysięcy więcej, bo przez pierwsze miesiące wyprawy sztormy w trójkącie bermudzkim rzucały go po wodach i spychały z trasy, a jego kajak kręcił się w kółko.
Pół roku w kajaku
Doba, emerytowany inżynier mechanik z Polic koło Szczecina i kajakarz z pasji, wyruszył w swoją podróż 5 października z Lizbony. Wyposażony był w zapasy specjalnej suchej, kalorycznej żywności na sześć miesięcy. Planował dopłynięcie do Florydy już w połowie lutego, ale w styczniu kolejne ciężkie wiatry i prądy -nietypowe jak na tę porę roku - zaczęły go znowu spychać i zawracać w stronę Afryki.
Była to druga kajakowa próba mierzenia się Doby z Atlantykiem. W 2011 r. jako pierwszy człowiek - samotnie, wykorzystując jedynie siłę własnych mięśni - przepłynął ocean w najwęższym miejscu. Płynął z Afryki do Brazylii. Tym razem przepłynął ocean w najszerszym miejscu.
Obecnie kajakarz znajduje się w porcie na przylądku Canaveral i chociaż oficjalnie zakończył już wyprawę, to wciąż siedzi w kajaku i chce pokonać jeszcze 60 km do miasteczka New Smyrna Beach, gdzie czeka na niego uroczyste przyjęcie.
- To była niemożliwa do wyobrażenia wyprawa, by na 7-metrowym kajaku pokonać Atlantyk. Ale szczęśliwie się udało - mówi przyjaciel 67-latka i także kajakarz Piotr Chmieliński.
Sztormy, awarie i walka
W czasie swojej podróży Doba przeszedł pięć sztormów. Jeden z nich spowodował zerwanie steru, bez którego sterowność kajaka jest minimalna. Mimo to, po 144 dniach od rozpoczęcia wyprawy, bez żadnej asysty, dopłynął do Bermudów. Tam naprawiono ster i po miesiącu Doba został przetransportowany i zwodowany dokładnie w tym miejscu, gdzie doszło do awarii.
W czasie wodowania załamały się jednak tzw. skrzydła kajaka, dzięki którym trzymał się w odpowiedniej pozycji i był niezatapialny. I chociaż niebezpieczeństwo wywrotki znacznie się zwiększyło, kajak mógł szybciej się poruszać. Doba zdecydował, że płynie dalej. - To pokazuje jego determinację i osobowość. Potrafi znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Mówi, że w jego rodzinie ludzie żyją po sto lat. Ma więc przed sobą jeszcze 30 lat kajakowania i mam nadzieję, że nie zabraknie mu oceanów - mówi Chmieliński, z którym Doba kontaktował się przez całą wprawę za pomocą telefonu satelitarnego. Wysyłali sms-y. - Pisałem mu m.in. o rewolucji na Ukrainie czy śmierci Nelsona Mandeli - opowiada. Informacje techniczne i o pogodzie podawał mu natomiast Andrzej Armiński, główny strateg wyprawy. To jego stocznia wybudowała kajak "OLO" dla Doby. Doba pływa kajakiem od 27 lat. Zanim zmierzył się z Atlantykiem, przepłynął wzdłuż i wszerz Polskę, opłynął też Morze Bałtyckie i Bajkał.
Autor: ŁOs/kka/zp / Źródło: tvn24.pl