Wielkie biznesowe plany, szacunek dla ciężkiej pracy i rodziny, podróże i joga. O tym w swoim ostatnim wywiadzie dla pisma "Business Magazine Manager" opowiadał Jan Wejchert. Założyciel i prezydent grupy ITI zmarł nagle 31 października.
Życiorys Jana Wejcherta wydaje się "amerykańskim snem" - samodzielnie zarobione pieniądze, inwestycje, w końcu wielka fortuna. Założyciel grupy ITI podkreśla jednak, że pierwszych wielkich pieniędzy nie zarobił samotnie.
Pierwsze pieniądze zacząłem zarabiać już w szkole podstawowej. Robiłem zdjęcia na szkolnych imprezach, akademiach, wycieczkach, a potem je sprzedawałem.
- Pierwsze prawdziwe, bardzo duże pieniądze zarobiłem nie sam, ale razem z moimi partnerami. Miałem wielkie szczęście, że poznałem Mariusza Waltera, potem Brunona Valsangiacomo, a ostatnio Wojtka Kostrzewę. Razem założyliśmy grupę ITI.
Jednak, jak mówi, zawsze chciał być samodzielny finansowo. - Pierwsze pieniądze zacząłem zarabiać już w szkole podstawowej. Robiłem zdjęcia na szkolnych imprezach, akademiach, wycieczkach, a potem je sprzedawałem. Trzeba było kupować papier fotograficzny i chemikalia do wywoływania fotografii, to nauczyło mnie kalkulacji. Ale wychodziłem na swoje.
Wartość rodziny
Szacunek do pieniędzy wyniósł z rodzinnego domu. - Nie byłem nigdy głodny, ale rodzicom ledwo wystarczało do pierwszego. Bardzo dobrze mnie nauczyli wartości pieniądza i relacji między pracą a pieniędzmi. To mi zostało na całe życie i mam nadzieję, że również udało mi się to przekazać moim dzieciom. To, że za pieniędzmi stoi praca i umiejętności - przekonywał.
Mam trójkę dorosłych dzieci, pięcioletniego synka i nowo narodzoną córeczkę. Bardzo świadome macierzyństwo, chciałoby się powiedzieć. To wielka frajda, ale i odpowiedzialność.
A ze swoich dzieci był bardzo dumny "bo pracują i są dobrzy w tym, co robią".
- Mam trójkę dorosłych dzieci, pięcioletniego synka i nowo narodzoną córeczkę. Bardzo świadome macierzyństwo, chciałoby się powiedzieć. To wielka frajda, ale i odpowiedzialność. Zwłaszcza, że pierwszy syn urodził się, gdy miałem 23 lata. Z perspektywy czasu uważam, że to powinno być prawnie zabronione, żeby w tym wieku mieć dzieci, zwłaszcza jeśli chodzi o mężczyzn.
- Dla wielu granica trzydziestki to za mało. Może czterdziestka? Wtedy zaczynamy być odpowiedzialni... To dla mnie wielkie wyzwanie. Staram się poświęcić synkowi wiele czasu. Kiedy jesteśmy razem, to już na maksa. Obserwowanie jego rozwoju, postępów, wyobraźni to naprawdę wielka sprawa - mówił.
Bzik na punkcie jogi
W swoim życiu znajdował też czas na podróże i sport. Szczególnie lubił grę w golfa i ćwiczenia jogi. - Mam na tym punkcie bzika. Ćwiczę i staram się namawiać do tego innych, również naszych pracowników. Pokutuje przekonanie, podobnie zresztą, jak w stosunku do golfa, że to zajęcie dla emerytów. W obu przypadkach to mylne stwierdzenie.
Doszedłem do takiego punktu w mojej karierze, że w dużej mierze jestem panem swojego czasu. I to jest najważniejsze. Luksus to możliwość cieszenia się życiem.
Jako fan sportu, był też jednym z właścicieli klubu Legia Warszawa. I choć twierdził, że nie znał się na piłce tak dobrze jak Mariusz Walter, Legię uznał za wspaniały klub, który trzeba było uratować.
- Gdy go przejęliśmy, był na krawędzi bankructwa. Miał ok. 5 mln euro długów, niezapłacone pensje pracowników i zawodników od dwóch, trzech lat. (...) Stwierdziliśmy, że chcemy coś dać społeczeństwu.
Wielkie plany
Ostatnią inwestycją Jana Wejcherta miał być potężny kompleks golfowy. Royal Warsaw Golf Club w Brześciach pod Górą Kalwarią to jednak nie tylko pole i klub, ale idea budowania w zgodzie z otoczeniem i naturą.
- Na projekt składa się: pole golfowe, Akademia Golfa, centrum jogi, wellnes i medytacji, centrum konferencyjne, dom klubowy, klub dla dzieci oraz osiedle willowe. Najważniejsze jest jednak pole. Nie ma mowy o żadnych kompromisach, które mogłyby zaszkodzić jego jakości. Żadne inwestycje nie mogą naruszać naturalnego otoczenia.
Profesjonalny klub był odpowiedzią Jana Wejcherta na jego fascynację golfem. - Zacząłem, gdy przeprowadziłem się w 1984 r. do Irlandii. Ale bardzo żałuję, że nie robiłem tego w sposób bardziej systematyczny - mówił. - Źle spożytkowałem mój czas w Irlandii. Ale jak się bardzo intensywnie pracuje, to czasu na golfa jest bardzo mało.
Największy luksus
Jan Wejchert spytany o to, co jest dla niego największym luksusem, odpowiedział: dysponowanie własnym czasem. - Doszedłem do takiego punktu w mojej karierze, że w dużej mierze jestem panem swojego czasu. I to jest najważniejsze.
- Luksus to możliwość cieszenia się życiem - powiedział.
Źródło: Business Magazine Manager
Źródło zdjęcia głównego: Business Magazine Manager