PiS przegrał wybory na własne życzenie - krytykuje kampanię swej partii w wywiadzie dla "Dziennika" Ludwik Dorn. Odpowiada także, że nie boi się usunięcia z PiS. - Jak Kaczyński ze swoim otoczeniem zechce, to nas wyrzuci, ale zapłaci potężną cenę - mówi.
Były wiceszef Prawa i Sprawiedliwości wytyka błędy szefa swojej partii w wywiadzie dla Tygodnika Idei EUROPA (który ukarze się w sobotę). - Mobilizowanie biednych przeciwko bogatym to był, moim zdaniem, potężny błąd, który kosztował nas - lekko licząc - jakiś milion głosów, a na popełnienie tego błędu PiS wydało ciężkie miliony z partyjnej kasy. Ja starałem się temu przeciwdziałać. To kosztowało nas potężnie. Właśnie dlatego nie byłem fanem spotu "Mordo ty moja". Zasugerowaliśmy bowiem, że obiekt marzeń ludzi może się stać moralnie podejrzany i awansując, można się znaleźć pod politycznym i prawnokarnym ostrzałem - tłumaczy Dorn.
Właśnie spór o strategię partii i przyczyny klęski stał się zarzewiem konfliktu z Jarosławem Kaczyńskim, który doprowadził do zawieszenia Dorna w prawach członka PiS.
"Były donosy na mnie" Ludwik Dorn zdradza też kulisy odwołania go ze stanowiska szefa MSWiA. Wyjaśnia, że prowadzona była "systematyczna akcja donosów do najważniejszych osób w państwie, że się dałem omotać wysokim funkcjonariuszom w policji i nie chcę prowadzić energicznej walki z aferami i przestępczością".
Jednak stwierdza, że sam z PiS nie zrezygnuje. - Jesteśmy członkami tej partii i z niej nie wystąpimy. Jak Kaczyński ze swoim otoczeniem zechce, to nas z niej wyrzuci, ale zapłaci potężną cenę.
Źródło: Dziennik